Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

Odcinek dwudziesty dziewiąty.

Wkrótce zajechaliśmy na stację gdzie stał już nasz pociąg o ilości wagonów ,której nie mogłam się doliczyć bo ciągnął się długo zanim zniknął z mojego pola widzenia gdzieś w dali . Wszystkie wagony przeznaczone były do przewozu bydła . Władowano nas do jednego z nich przeznaczonego dla nas zgodnie z otrzymanym numerem . Nasze skrzynie zajęły znaczną część wagonu pozostawiając nam trochę miejsca w której mieliśmy się rozgościć na czas podróży. Panował nerwowy nastrój,ponieważ nie było  wystarczającej ilości tragarzy  pracujących przy ładowaniu skutkiem czego ludzie pełni niepokoju  ustawicznie upominali się aby ich rzeczy zostały wniesione do wagonów. Okazało się że Sowieci nie pozwalają wywozić wszystkiego i zarządzili kontrolę przewożonych rzeczy .To co  nie jest dozwolone zostaje zarekwirowane . Nie wiemy  jednak jakie są kryteria i czego nie wolno przewozić. Jak widać pozostaje to do uznania w czasie kontroli. Bolszewickie metody nękania nas nie miały końca ....

Dwudziesty ósmy

Tej pamiętnej nocy nasz Piko wył złowieszczo rozpaczliwym ,zawodzącym szczekaniem i ani ja ani Mama nie mogłyśmy usnąć w przeświadczeniu że coś złego się wydarzy. Nad ranem kiedy w końcu usnęłam obudził mnie krzyk i płacz mojej Mamy która tuliła Babcię w ramionach nie mogąc uwierzyć że ona już nie żyje.Babcia odeszła cichutko w nocy i dzień który nastał był już inny bo bez niej.  Mimo że zdawałyśmy sobie sprawę że to musi nastąpić, teraz wobec tego nieodwołalnego faktu trudno było się z tym pogodzić. Pustka ,która powstała kryła się w każdym kącie naszego domu . Mama płacząc cały czas musiała stawić czoła czekającym obowiązkom aby załatwić sprawy związane z pogrzebem . Był to już marzec roku 1946 . Babcia została pochowana na cmentarzu Janowskim odprowadzona przez garstkę ludzi którzy ją znali a w większości byli to jeszcze nasi sąsiedzi którzy nie wyjechali i  bardzo współczuli mojej Mamie z powodu choroby Babci a teraz z powodu jej śmierci .Nikogo ze strony cioci Julki nie b...

Dwudziesty siódmy

Babcia moja powoli umiera i nie ma ratunku aby jej pomóc .Wygląda teraz bardzo wychudzona i straszliwie wyniszczona. Serce się kraje kiedy patrzę jak cierpi bo już od dawna ma potworne bóle które wzmagają się każdego dnia . Środki uśmierzające zapisywane przez dra Sobla nie pomagają.  Bardzo mi z tym ciężko i nie mogę się ucz yć  . Wszystko przesłania  mi jej choroba i nie pozwala mi się już niczym cieszyć. Mama moja chodzi jak automat i prawie nie rozmawiamy ze sobą.  Także Tadzio posmutniał i ciągle wędruje to do mnie to do Mamy i głaszcze nas i przytula się jakby chciał zwrócić naszą  uwagę  że on tu także jest ale rozumiejąc powagę sytuacji starał się  nie stwarzać problemu.  U naszych nowych lokatorów też cisza jakby nikogo nie było, może wyczuwają panującą tu ciężką atmosferę. Często teraz przesiaduję w moim pokoiku gdzie próbuję dojść do równowagi  i mimo wszystko staram się robić to co do mnie należy . Pewnego razu zagłębiona w jedne...

Dwudziesty szósty

Teraz było tak smutno w domu że chciało się krzyczeć aby  wyrzucić nagromadzony żal a musiałam zachować spokój bo Mama bo Tadzio bo szkoła a nade wszystko Babcia aby jej nie okazywać że jest z nią tak źle. Ona jednak i tak wiedziała bo wielokrotne krwawe biegunki nie pozwalały zapomnieć. Moja dzielna kochana Babcia która tak nam całe życie pomagała ciężko pracując i w domu i w ogrodzie teraz  tak cierpiała coraz bardziej wyniszczona .Od czasu rozpoznania choroby zaczęła gwałtownie chudnąc i stała się nie podobna do siebie samej. Moja Mama która widząc co się dzieje postanowiła nająć kogoś do opieki nad Babcią i do doglądania Tadzia aby odciążyć mnie bo uważała że mam za dużo zajęć w domu a muszę mieć warunki żeby się uczyć . I tak wkrótce pojawiła się trochę starsza dziewczyna. Nazywała się Ruzia, która  od samego początku bardzo nie podobała się Tadziowi . Nie chciał jej słuchać ,chował się przed nią i się jej bał. Powiedział że ona kłapie  zębami  i że jest wi...

Dwudziesty piąty

Pragnęłam bardzo aby wszystko było jak dawniej. Krzątająca się Babcia ,nasza ostoja bezpieczeństwa i spokoju i ja w tym kokonie który wydawał mi się niezniszczalny .Teraz nagle ocknęłam się jak z błogiego snu ,pozostałości mego dzieciństwa ,bo oto musiałam się zmierzyć ze smutnym faktem że życie naszej rodziny zaczyna się kruszyć cegiełka po cegiełce i że Babcia słabsza z każdym dniem nie tylko już do zdrowia nie powróci ale czeka ją już tylko cierpienie . Myśl ta dręcząca  i uporczywa towarzyszyła mi mi przy każdej czynności codziennego dnia . Opanował mnie przeraźliwie dotkliwy smutek. Dotychczas bywało tak że bez powodu rozpierała mnie radość kiedy to cieszyłam się nawet z każdego nowo rozkwitłego kwiatka w ogrodzie ,z tego ze świeci słońce ,z cudownej świeżej rosy każdego poranka i też z tego że pada deszcz a teraz wszystko mnie przygnębiało. Babcia tak czynna do niedawna, teraz coraz to polegiwała . Widziałam że się źle czuje ale nigdy się nie skarżyła. W tym to czasie Sowieci...