Dwudziesty szósty
Teraz było tak smutno w domu że chciało się krzyczeć aby wyrzucić nagromadzony żal a musiałam zachować spokój bo Mama bo Tadzio bo szkoła a nade wszystko Babcia aby jej nie okazywać że jest z nią tak źle. Ona jednak i tak wiedziała bo wielokrotne krwawe biegunki nie pozwalały zapomnieć. Moja dzielna kochana Babcia która tak nam całe życie pomagała ciężko pracując i w domu i w ogrodzie teraz tak cierpiała coraz bardziej wyniszczona .Od czasu rozpoznania choroby zaczęła gwałtownie chudnąc i stała się nie podobna do siebie samej. Moja Mama która widząc co się dzieje postanowiła nająć kogoś do opieki nad Babcią i do doglądania Tadzia aby odciążyć mnie bo uważała że mam za dużo zajęć w domu a muszę mieć warunki żeby się uczyć . I tak wkrótce pojawiła się trochę starsza dziewczyna. Nazywała się Ruzia, która od samego początku bardzo nie podobała się Tadziowi . Nie chciał jej słuchać ,chował się przed nią i się jej bał. Powiedział że ona kłapie zębami i że jest wilkołakiem .Uspokajałam go że wilkołaki nie istnieją naprawdę tylko w bajkach ale on wiedział swoje ,nie dał się przekonać i wolał jej unikać Ruzia dość młoda jeszcze miała już sztuczne zęby które źle dopasowane kłapały jak jadła czy mówiła i on to od razu zauważył.Codzienność nasza teraz wyglądała tak że Mama wychodziła jak zwykle raniutko do swojej ciężkiej pracy, ja do szkoły i zostawała Ruzia która miała pomagać Babci , pilnować Tadzia i zajmować się gotowaniem. Tamara natomiast przebywając całymi dniami w domu siłą rzeczy wiedziała dokładnie co się u nas dzieje. A było nie wesoło . Babcia zaczęła chodzić razem z panią Kreiszową do dr.Sobla na wypalanie guza. Była to potworność nie do opisania . Podczas zabiegów Babcia wyła jak ranne zwierzę bo doktor robił to bez znieczulenia . Mama nie była w stanie tego znieść i nie mogła towarzyszyć Babci więc pani Kreiszowa nasza lokatorka z oficyny zgodziła się a była już prawie jak domownik i doprowadzała Babcię na te katusze. Mimo zabiegów które wcale nie pomagały, Babcia nikła w oczach . Straszliwa jest bezradność i chęć ratowania bliskiego człowieka który jest zdany często na nieuczciwych lekarzy . Trudno jest jednak kogoś sądzić . W tych czasach nie było innych możliwości leczenia .Na domiar złego okazało się że Ruzia nas okrada podczas naszej nieobecności i właśnie została przyłapana przez Tamarę jak wynosiła nasze rzeczy więc Mama musiała ją zwolnić z czego najbardziej ucieszył się Tadzio. Zostało więc jak dawniej a ja miałam coraz więcej nauki bo po reorganizacji w szkolnictwie wszystko zostało wywrócone do góry nogami . Chodziłam teraz do dawnego Liceum na Szymonowiczów które obecnie stało się dziesięciolatką. Ponadto uczęszczałam na dodatkowe lekcje z różnych przedmiotów które były w programie polskich szkół organizowane dobrowolnie przez naszych patriotycznych nauczycieli. A ponieważ w przyszłości zamierzałam studiować medycynę dochodziły też lekcje z łaciny. To wszystko sprawiało że czułam się bardzo przemęczona a zmora nieuleczalnej ,strasznej chorobie Babci spędzała mi sen z oczu. Aby nie zadręczać się i mieć chwilę wytchnienia chodziłyśmy z Tamarą po Lwowie zaglądając w różne ciekawe zakątki a najbardziej lubiłyśmy spacery po Ogrodzie Jezuickim który rozciąga się przed Uniwersytetem i jest ulubionym miejscem spacerów Lwowiaków a przy okazji zaglądałyśmy także do kościoła Marii Magdaleny znajdujący się w pobliżu który jak się okazało stał się niestety magazynem . Tłumaczyłam Tamarze koleje losu mojego kraju i ona wydawało się że mnie rozumie .Podczas tych wędrówek zrobiłyśmy kilka zdjęć które sobie zachowałam. Wydawało się że spokój który teraz panował zagościł już na dobre ale były to pozory bo już od pewnego czasu chodzą słuchy że Banderowcy zbliżają się coraz bardziej do Lwowa i że znajdują się już na rogatkach blisko nas . Mając w pamięci obrazki ze szpitala na ul. Potockiego wiadomości te budziły ponownie mój lęk przed tym co nas jeszcze czeka . Wołodia ,ordynans Szurki ,chłopak około lat osiemnastu , pogodny i zawsze uśmiechnięty zaczął dość niefrasobliwie pouczać mnie jak należy posługiwać się bronią . Miał taki rewolwer bębenkowy na 6 kul .Nauczył mnie jak się go rozbiera i jak wkłada kule . Pocieszał mnie i Mamę mówiąc " nie bojsia haziajka ja imieju toże handgranaty. Było to wielce pocieszające że z naszego domu zrobi się pole bitwy i pójdą w ruch także granaty. Ciarki zaczęły mi chodzić po plecach. Miły był ten Wołodia . Siadywał sobie na stopniach przed domem i grał na harmonijce ustnej albo śpiewał tęskne rosyjskie piosenki .Jedną lubiłam słuchać i oto zapamiętany urywek a melodię bardzo ładną nucę sobie w duchu :" Nasz ugałok nam nikagda nie tiesen kagda ty w niom to w niom cwietot wiesna . Nie uchadi jeszczo nie spieło mnogo piesen ,jeszczo grimit gitary każdaja struna..... Tamara w tym czasie co noc nasłuchiwała pod drzwiami wejściowymi czy wróci Szurka . Często przystawała i pytała "to ty Szurka ?. Zwykle wracał w środku nocy mocno spity sądząc po dochodzącym mamrotaniu .Widać było że Tamara niepokoi się o swój los i jak się okazuje nie bez powodu bo niedługo Szurka wysłał ją jednak do Rosji. Biedna Tamara ,taka piękna zasługiwała na porządnego człowieka który by docenił jej urodę i dobre serce a nie na takiego brzydkiego dzikiego brutala o twarzy porytej bliznami po ospie który bezwzględnie wykorzystywał jej położenie bo była zdana tylko na jego łaskę. Było mnie jej serdecznie żal. Los nie jest sprawiedliwy. Szurka pomieszkał jeszcze z Wołodią jakiś czas ale otrzymał rozkaz i też nagle wyjechali. Tamara zdążyła się z nami wszystkimi pożegnać jak największy przyjaciel jakim była ,poczciwa ,szczera i przyjazna . Zrobiło się teraz cicho w domu i jakby to było pięknie gdyby Babcia była zdrowa jak dawniej bo właśnie tak ładnie się urządziłam po powrocie z tej eskapady sanockiej . Na piętrze w tym trzecim pokoju ,dawnej sypialni rodziców wypastowałam i wyfroterowałam parkietową podłogę tak że można było się w niej przyjrzeć i cały pokój też był taki jaśniutki bo miał trzy okna .Jedno od frontu mansardowe i dwa od południa. Ściany pomalowane były na jasny błękit z rozrzuconymi w odstępach kępami nenufarów. Tak powstał mój kącik do którego wracałam na rozmyślania i snucie marzeń o przyszłości. Bywało wcześniej że często chodziłam do Teatru Wielkiego przy Wałach Hetmańskich na wszystkie opery i balety jakie wystawiano. Wracałam po takim spektaklu odurzona urokiem pięknego widowiska i wtedy malowałam sobie przeróżne obrazki jakie nasuwała mi fantazja . Chwile te były dla mnie bardzo cenne . Teraz przesiadywałam tu aby się uczyć bo tylko tutaj mogłam się najlepiej skupić i oderwać na chwilę od dręczących myśli. Pewnego razu spoglądając przez okno na niebo zasnute chmurami formowałam sobie właśnie różne postacie z kłębiących się obłoków kiedy to zajechał duży samochód osobowy i wysiadł bardzo przystojny ruski oficer a za nim podążała młoda kobieta owinięta chustą . Po rozmowie a raczej mimicznych gestach z moją Mamą która była akurat na podwórku wysiedli również dwaj żołnierze i wnieśli spory bagaż na górę do pokoju zwolnionym przez pułkownika . Tak więc mieliśmy nowych lokatorów.