Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2018

Odcinek piąty

W okresie letnim chodzimy z Edkiem na kąpielisko „Świteź”położone blisko nas. Edward celował w skokach z trampoliny . Zawsze wybierał tę najwyższą. Był bardzo wysportowany jednakże w najmłodszych latach niemal  dorównywałam mu siłą podczas naszych zmagań zapaśniczych na dywanie. Edward niedługo kończył szkołe powszechną . Był uzdolniony np. pieknie rysował ale uczyć mu się nie chciało. Nęciły go przygody i marzył o podróżach do obcych krajów.  W tych ciężkich czasach dużo czytał i jego idolem był Napoleon Bonaparte ,zapewne chciał się z nim utożsamiać z powodu niskiego wzrostu co dodawało mu otuchy ,że i tak może być wielkim bohaterem. Swoje najskrytsze myśli powierzał Babci i to z nią rozmawiał najczęściej.  Babcia tez go  zawsze wyróżniała ,kochała najbardziej i znała najlepiej lecz kiedy przyszedł na świat Tadzio życie nasze całkowicie się odmieniło i teraz wszystko kręciło się wokół niego  a z zaopatrzeniem w żywność było coraz ciężej.  Nadal musiałam ...

Odcinek czwarty

Kiedy Mama prowadziła sklep zdarzały się ustawiczne kradzieże jednakże nie było żadnych śladów włamania. Rodzice zachodzili w głowę jak to się dzieje. Mama myślała początkowo że może się myli w obliczeniach ze towar sprzedała a ktos nie zapłacił ale w końcu nabrała pewności i wkrótce sprawa się wyjaśniła. Sprawcą był niejaki pan Rewera,Ukrainiec  zajmujący mieszkanie którego jedna ściana przylegała do sklepu w tej części gdzie znajdowały się szuflady,półki i duże pojemniki na mąkę,kasze  różnego rodzaju ,cukier itd. Pan Rewera sprytnie wybił kawałek ściany od swojej strony i załatał to miejsce własna niby ścianą ,którą odchylał nocami i kradł od strony swego mieszkania .Biedna Mama pracowała  ciężko za darmo tymbardziej że był zwyczaj sprzedaży na kredyt. Nazywało się to burgowanie .Tych klientów wpisywało się  alfabetycznie do kilku zeszytów . Mama bardzo fachowo znała się na tym ,umiała zliczać całe długie kolumny liczb błyskawicznie jak komputer. Kiedy wybuchła wo...

Odcinek pierwszy. Moje wojenne przeżycia we Lwowie

To ja z ul.Olszynki 12. Może ktoś mnie pamięta ? Nazywałam się  wówczas Emilia Drwięga . Nazwisko to ma korzenie w Sanoku, skąd pochodził mój Tata. Tam wiele osób nosi to nazwisko chociaż nie zawsze są ze sobą spokrewnieni, a wywodzi się od starodawnego plemienia Jadźwingów.  Miałam 10 lat jak rozpętała się wojna. Moje dzieciństwo tak pogodne i niewinne, zostało brutalnie unicestwione. Pamiętam był piękny poranek godzina ósma. Stałam przy oknie czekając na to co przyjdzie, bo już byłam pewna ze nadejdzie . I tak nagle stało się jeszcze zanim usłyszałam komunikat z radia „Uwaga Uwaga nadchodzi...„ powtarzane wielokrotnie zagubiło się w zgiełku i ponurym warkocie nadjeżdżających bombowców. Szyby drżały i ja również trzęsłam się. Mój piesek Pikuś zaczął żałośnie skomleć i wył złowieszczo szarpiąc się na łańcuchu przy swojej budzie. Zaczęły padać pierwsze bomby. Mój Tatuś zaczął je lokalizować. Chyba pierwsza to był Pasaż Mikolascha, gdzie bywałam przed świętami Bożego Narodzen...

Odcinek trzeci

Już od stycznia roku 40-tego zaczęły się masowe wywożenia na Sybir. Działo się to najczęściej w nocy. Przeważnie koło północy zajeżdżały budy ciężarówek. Po ostatnim wydarzeniu w szkole, bałam się że rozdzielą nas i będę sama. Moja Babcia, ostoja naszej rodziny, dzielnie wszywała mi do płaszczyka pieniądze i dokumenty mojej tożsamości. Mamusia moja nie miała siły, płakała tylko. Co noc chowaliśmy się w komórce na piętrze. Za babciną szafarką z leczniczymi specyfikami, jak lilie w spirytusie i szereg innych, były ukryte drzwi w ścianie. To był świetny schowek, zupełnie niewidoczny. Trzeba by odsunąć szafarkę, a i tak trudno je było dostrzec tym bardziej, że ta część była w cieniu. Zdawało się, że dadzą nam spokój, bo przecież tata nie brał czynnego udziału w wojnie, ale jednak pewnej nocy wtargnęli do nas. Na szczęście furtka jak zwykle była zamknięta, co dało nam trochę czasu. Działo się to bardzo szybko, ledwo zdążyliśmy się schować. Babcia miała zostać i powiedzieć, że wyjechaliśmy ...

Odcinek drugi

   Było jasne, że wojnę przegraliśmy. Trudno nam było odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Mój tata źle się czuł. Początki gruźlicy były wyraźne. Męczył go kaszel i stany podgorączkowe. Leczył go dr.Kuhl. Codziennie rano biegłam z jego moczem na ul.Potockiego, gdzie mieszkał ten lekarz, wtedy nasz rodzinny. Nie mogę tego pojąć teraz z perspektywy lat, po co mu był potrzebny ten mocz Pewnie wylewał go od razu. Tymczasem  robiło się coraz niespokojniej. Ludzie wyjeżdżali nie wiadomo dokąd. Nasz Rząd i wszyscy dostojnicy również. Mówiono, że do Rumunii. Pan Markiewicz lotnik, był tylko raz na przepustce, a teraz zabrał żonę z dziećmi i odjechał. Front się zbliżał i nasze wojska się przemieszczały. W naszej willi, w mieszkaniu po pani Markiewiczowej rozlokowali się polscy żołnierze. Pocieszaliśmy się wzajemnie. Jeden z nich wyciągnął przepowiednię długą, pisaną wierszem. Pamiętam, że był tam taki urywek: "Czarny orzeł na wschód się zwróci i ze złamanym skrzydłem powróci"...