Odcinek drugi
Było jasne, że wojnę przegraliśmy. Trudno nam było odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Mój tata źle się czuł. Początki gruźlicy były wyraźne. Męczył go kaszel i stany podgorączkowe. Leczył go dr.Kuhl. Codziennie rano biegłam z jego moczem na ul.Potockiego, gdzie mieszkał ten lekarz, wtedy nasz rodzinny. Nie mogę tego pojąć teraz z perspektywy lat, po co mu był potrzebny ten mocz Pewnie wylewał go od razu. Tymczasem robiło się coraz niespokojniej. Ludzie wyjeżdżali nie wiadomo dokąd. Nasz Rząd i wszyscy dostojnicy również. Mówiono, że do Rumunii. Pan Markiewicz lotnik, był tylko raz na przepustce, a teraz zabrał żonę z dziećmi i odjechał. Front się zbliżał i nasze wojska się przemieszczały. W naszej willi, w mieszkaniu po pani Markiewiczowej rozlokowali się polscy żołnierze. Pocieszaliśmy się wzajemnie. Jeden z nich wyciągnął przepowiednię długą, pisaną wierszem. Pamiętam, że był tam taki urywek: "Czarny orzeł na wschód się zwróci i ze złamanym skrzydłem powróci" - co jak wiemy się sprawdziło. Po okresie bombardowań był przejściowy spokój. Wszyscy czekali co nastąpi. Spodziewano się, że wkroczą Niemcy. Opowiadano że tacy eleganccy oficerowie niemieccy już stacjonują na rogatce Kulparkowa. To było blisko nas. Byliśmy wstrząśnięci rano, bo zjawili się żołnierze sowieccy na naszej ulicy i strzelali do okien, jak tylko ktoś się pojawił. Wyglądali jak obdartusy w wystrzępionych płaszczach z wiszącymi trokami i karabinami na sznurkach. Stało się to 17 września 39 roku. Nadciągali od strony ul.Łyczakowskiej, która zapełniła się ich wojskiem wraz z czołgami, armatami i wozami pancernymi. Zaczęłam chodzić do szkoły, ale cofnięto nas o jeden rok. Do klasy naszej przyszedł nowy nauczyciel Mojżesz Wurm i powiedział - jestem teraz waszym wychowawcą i macie mnie słuchać. Był to dzień Wszystkich Świętych i chcieliśmy mieć wolne. Odważyłam się iść w tej sprawie do nowego dyrektora pana Horaczuka, Ukraińca który akurat wyszedł ze swego gabinetu i stał na szczycie szerokich schodów. Stałam u podnóża schodów i przedstawiłam mu naszą sprawę, że domagamy się wolnego dnia, bo to jest nasze święto. Wtedy Horaczuk wrzasnął: "Waaaaszeeee?!" Tak, że popuściłam w majtki siku pierwszy raz w życiu i na tym się skończyło. Rozpoczął się bolszewicki terror. Zaczęły się wywożenia Polaków na Sybir. Pewnego dnia, jak byłam w szkole zajechały ciężarówki i zabierano dziewczynki. Byłam przerażona i zbiegłam na dół. W drzwiach wejściowych wisiała gruba kotara. Ktoś wychodził i ja podkradłam się za nim osłonięta kotarą. Wybiegłam co tchu i niezauważona uciekłam. Widziałam jak dziewczynki zrozpaczone skakały się z okien na piętrach. W domu opowiedziałam o wszystkim. Od tego czasu byliśmy przygotowani na najgorsze.