Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty
Mimo ,źe to mieszkanie Iwana jest takie skromne, bo małe to jednak znajdują się w nim gustowne meble i inne wartościowe rzeczy jak piękny dywan pokrywający całą podłogę ,myślę że perski ,narzuta na tapczan ręcznie utkana pętelkowo w ładnym zestawieniu żywych kolorów i zwracające uwagę trzy bardzo duże dzbany orientalne porcelanowe ,których wartość muzealna prawdopodobnie jest wysoka a takźe jeden trochę mniejszy o ładnym powszechnie spotykanym wzorze. Ponadto stary serwis z cieniutkiej chińskiej porcelany stojący za szklaną szybą w serwantce. Mieszkanie w sumie jest wygodne a Iwan twierdzi ,że tylko mieszczuchy mogą mu mieć coś do zarzucenia bo to ,że jest na poddaszu i ma pochyłe ściany to jest niezwyły jego walor bo przeznaczony jest dla osób z artystycznym wyczuciem i nie wszyscy to rozumieją .Wygodna jest napewno kuchnia,myślę,gdyby nie te dziwne nitki przecinające podłogę wszeż i wzdłuż ,przytwierdzone małymi gwoździkami to większe to mniejsze odcinki nitek ,tworząc figury geometryczne .A to po co ?Dziwię się .Pozatym kuchnia jest niespodziewanie bardzo duża i mogłaby być właściwie jeszcze jednym pokojem po odgrodzeniu od części kuchennej. No a w łazience widzę wannę wypełnioną po brzegi ziemią wymieszaną gruzem . Jak mam się tu myć .,.Iwan tłumaczy ,że w wannie to były jego próby tego mini prototypu urządzenia do wierceń, a nitki to taki nowy projekt ,który mu dopiero co powstał w głowie a w ogóle to wszystko będzie uprzątnięte i abym się nie martwiła drobiazgami .Zadziwiał mnie jego optymizm i wiara w siebie .No tak ,ale jak siebie znam to napewno zechcę to zmienić i mieć inne ,większe i ładniejsze mieszkanie ,a narazie ,no cóż .nie ma innego wyjścia . A może naprawdę uda mu się sprzedać ten wynalazek i będziemy bogaci ...Z tą myślą jadę do Bytomia bo kończy mi się kilkudniowy urlop , a Iwan zostaje i będzie mi załatwiał pracę. Oczywiście musiałam się zobaczyć znowu z Irką, która właśnie urodziła bliźniaki, Janka i Jerzego . Są bardzo różni i z wyglądu i z charakteru . Jerzy spokojny i pozwala jej spać a Janek to wiercipięta i często albo płacze albo czegoś chce i wymaga dużo uwagi . Składam jej gratulacje z myślą ,że i na tym polu mnie znacznie wyprzedziła . Znowu jak zwykle rozmawiamy i widzę ,że Irena nie czuje się szczęśliwa, bo uważa że Krzysztof jej nie rozumie i stwierdza ,że się bardzo różnią. .Opowiadam, że próba załatwienia tego zaproszenia od cioci się nie powiodła a ona : “coś Ty ,jesteś nie mądra ,mówiłam Ci ,źe Cię nie puszczą ,daj spokój : osoba wolna i po studiach ,które Ci opłacali ,musisz odrobić swoje.A na temat Iwana mówi : ”po co Ci to , Krzysztof mówi, źe go deportują i tyle go będziesz widziała ”.Och ,znowu same rozterki ,czy mam się wycofać ,no nie potrafię już teraz. Iwan przyjeżdża po dwóch tygodniach i opowiada ,że udało mu się opatentować ten wynalazek do wierceń na dużych głębokościach pod nazwą „Filewbor ” z ochroną na 4 najważniejsze państwa . Spotykamy się razem z Ireną w kawiarni . Mówi mi potem : ”no wiesz ,rozumiem Cię bo ten Iwan ma to coś ,też mi się podoba, ”tak to ujęła . Mam jeszcze sporo niewykorzystanego urlopu i teraz bardzo mi się przyda . Robię więc zakupy na wyjazd do Bułgarii. Przede wszystkim kapy ,takie jakie u nas nikt by w życiu nie waźył się eksponować w swoim mieszkaniu a u nich to rarytas i dobrze podobno za to płacą tak ,że można sobie kupić np. futro. A więc wiozę to i sporo innych drobiazgów jak kremy Nivea i tp. itd. Już na pierwszej granicy polsko czeskiej mrozi mnie zachowanie celników .Traktują każdego jak potencjalnego przestępcę , siejąc strach i niepokój. Rewizje i podpytywania ,wszystko ostrym tonem . Wszędzie to samo na dalszych mijanych granicach Jedziemy poprzez Węgry i Rumunię z wieloma Polakami ,którzy są obeznani w robieniu intresów . Dojeżdżamy do Russe już w Bułgarii. Dopada mnie ta ich muzyka w której wyczuwam tęskne i zawodzące nuty bliskiego wschodu . Podoba mi się to jako coś nieznanego i ciekawego . Poczułam się jakby w innym świecie. Celnik bułgarski pochyla się za blisko mnie i dotyka mojej ręki swoją spoconą . O nie !. Indaguje mnie jakby tylko chciał coś znaleźć czego nie wolno przewozić . Wszystko przezornie zdążyłam pochować zgodnie z instrukcją moich współpasażerów. Jadę więc dalej i docieram na podany adres w Sofii gdzie wita mnie wylewnie rodzina po bułgarsku, co brzmi dla mnie zupełnie obco . Matka Maria Getowa jest niska i okrągła ,nosi chustkę wiązaną zwyczajnie pod brodą jak nasze wiejskie kobiety ,ojciec Filio Filew jest wysoki i szczupły ,ma zdrowy wygląd silnego człowieka ,brat Welko jest bardzo przystojny ,oblatywacz samolotów i jego żona Donka ,też mała i krępa ,oraz Radka nauczycielka o ostrych rysach twarzy ,mieszkająca w Plovdiv ,która przyjechała aby mnie powitać . Próbujemy rozmawiać choć nie wiem jak ,ale są bardzo rozmowni i jakimś cudem chwytam co do mnie mówią. Oczywiście zajmą się sprzedaźą wszystkiego co przywiozłam i planują jakby tu zdobyć jakieś ładne futerko dla mnie za te pieniądze. Buty zostawia się tu przed wejściem do domu otoczonego urokliwymi króżgankami zacienionymi winoroślą. Nakazują mi abym była ostrożna bo słońce tu ostre i łatwo się poparzyć . Wnętrze jak w juchcie obfituje w masę różnego rodzaju większych ,lub mniejszych kilimków . Jest wszędzie czysto i schludnie . Szybko się przyzwyczajam do ich jedzenia ,któro jest pikantne ale smaczne . Śmieją się jak skręca mnie po nadgryzienie czuszki ,tej ich papryki,ale tzw lutenica jest bardzo dobra . Smakują mnie te ich kibabczeta ,ale desery na wzór turecki są nadmiernie słodkie . Mówią mi,że wiele słów pochodzi z języka tureckiego a takźe niektóre zwyczaje są tego pochodzenia ,ponieważ Bułgaria była pięćset lat w niewoli tureckiej . W Sofii podziwiałam stojący w centrum Meczet i piękną cerkiew prawosłwną Aleksander Newski . Sofia położona jest w kotlinie i otoczona górami Witosza .Bułgaria to bardzo piękny kraj i widzę jak ulice codziennie myte są strumieniami wody a ponadto są gęsto rozmieszczone kraniki z bieżącą wodą gdzie można się napić wody i ożeźwić .Po tym okresie obfitującym w niezwykle wraźenia wracam mając kupione przez nich śliczne futro popielice takie jakie lubię bo jest jasno popielate.Przejeżdżam znowu przęz te same granice z bijącym sercem a w moich licznych paczuszkach mam cieknące słodkim syropem Baklawe ,troskliwie zapakowane przez moją przyszłą teściową. Wracam witana przez uszczęśliwionego Iwana , który czeka na mnie na Dworcu.