Odcinek piąty

W okresie letnim chodzimy z Edkiem na kąpielisko „Świteź”położone blisko nas. Edward celował w skokach z trampoliny . Zawsze wybierał tę najwyższą. Był bardzo wysportowany jednakże w najmłodszych latach niemal  dorównywałam mu siłą podczas naszych zmagań zapaśniczych na dywanie. Edward niedługo kończył szkołe powszechną . Był uzdolniony np. pieknie rysował ale uczyć mu się nie chciało. Nęciły go przygody i marzył o podróżach do obcych krajów.  W tych ciężkich czasach dużo czytał i jego idolem był Napoleon Bonaparte ,zapewne chciał się z nim utożsamiać z powodu niskiego wzrostu co dodawało mu otuchy ,że i tak może być wielkim bohaterem. Swoje najskrytsze myśli powierzał Babci i to z nią rozmawiał najczęściej.  Babcia tez go
 zawsze wyróżniała ,kochała najbardziej i znała najlepiej lecz kiedy przyszedł na świat Tadzio życie nasze całkowicie się odmieniło i teraz wszystko kręciło się wokół niego  a z zaopatrzeniem w żywność było coraz ciężej.  Nadal musiałam chodzić do wsi Sokolniki po mleko ale trudno było kupić np. jajka bo chłopi zatrzymywali je dla siebie . Często też stałam w kolejkach tylko dlatego że mieli przywieźć jakiś towar .Chcieliśmy jednak mimo wszystko żyć normalnie chociaż na każdym kroku czuło się że represje narastają i czuliśmy coraz większy niepokój. Mój brat często przepadał i nie wiadomo było gdzie chodził.  Zawsze był bardzo tajemniczy , myślę że mało sie mną interesował Uwielbiałam chodzić na sanki i kiedyś było tak że Edek chciał zjechać z wysokiej skarpy a ja się panicznie bałam ,położyłam się na śniegu i tak leżałam dość długo a on nie przejmował się wcale i jeżdził sam . Po przyjściu do domu dostałam wysokiej temperatury i bardzo bolało mnie po prawej stronie brzucha . Okazało się ,ze mam zapalenie nerek . Leżałam prawie trzy miesiące . Mogłam jeść tylko ziemniaki piure bez soli.Teraz muszę być bardziej ostroźna . Zaraz po szkole ,aby się oderwać od smutnej rzeczywistości z radością pędzę na Górę Kadecką bo tam zjazdy nie są aż tak karkołomne ale niebezpiecznie jest jak się  już zjedzie bo można wpaść pod samochód na jezdni należącej do ulicy Wuleckiej ,która ciągnie sie aż do remizy tramwajowej .Cudownie było zjeżdzać  tak w szalonym pędzie wśrod bryzgów śniegu dookoła . Jakże to kochałam !
  Pewnego słonecznego  dnia szlam do szkoły z Lilką  Plichta . Byłyśmy tak rozgadane i
całkowicie pochłonięte  sobą ze nie zauważyłyśmy ,że wjeżdża na chodnik a później jeszcze dalej na trawnik  ciężarówka  prosto na nas. Ja odskoczyłam a Lilka nie zdążyła i widziałam ze ciężarówka
jedzie po niej. Przerażona i półprzytomna zaczęłam biec w odwrotnym kierunku bo wyobraziłam
sobie  że z Lilki została miazga i myśli moje biegły błyskawicznie w panice co mam zrobić jak mam ją ratować i jak zniosę  widok jej całej zakrwawionej, kiedy nagle usłyszałam ze ona woła mnie
,zaczęłam  biec z powrotem i zobaczyłam ją całą i zdrową Okazało się że pjany Rusek najechał na nią
tak że znalazła się między wysokimi kołami ciężarówki. Potem wyrzucałam sobie że zachowałam się
jak tchórz i było mi wstyd. Oprócz saneczkowania kochałam łyżwy . Miałam takie na korbkę.
Przykręcało się je do podeszwy.  Marzyłam o butach razem z łyżwami ale te były bardzo drogie  i nie
było nas na nie stać. Jeździłam i do przodu i do tylu ,próbowałam robić jaskółkę i rozkoszowałem się
jadąc szybko,coraz szybciej aż raz najechałam na hokeistę  bo nie było osobnego toru dla nich .Zderzyłam się z nim tak ,ze on upadł a ja miałam olbrzymi guz na czole. Myśle że musiałam mieć
coś w rodzaju wstrząsu mózgu bo przez kilka dni bolała mnie głowa ,nie mogłam jej podnieść z poduszki i wymiotowałam . Babcia przykładała mi lód i jakoś mi to przeszło ale później wiele razy
zdarzało mi się upaść tak  na lodzie że widziałam wszystkie gwiazdy. Te moje sportowe wyczyny  dawały  mi odskocznię od przykrej rzeczywistości a zbliżał się już koniec roku 40 i dużo się działo na froncie.
   Święta Bożego Narodzenia spędzamy już z Tadziem . Zima jak zwykle była ciężka,śnieżna i mrożna a opału brakuje . Było wspaniałe usadowić się przy otwartych drzwiczkach pieca i ogrzewać
się po przyjściu z dworu i wytarzaniu się w śniegu co uwielbiałam robić. Mój kochany Tata  wobec braku opału skonstruował nam piecyk elektryczny . Składał się on z mosiężnej obudowy w środku której znajdowały się elektryczne spirale nawinięte na trzy szamotowe walce .Włączało się do
gniazdka i spirala rozgrzewała się do czerwoności .  Były takie dwa piecyki i dzięki temu można było przetrwać zimę ,wszędzie  bowiem były pomieszczenia nieogrzewane i u mnie w szkole siedzieliśmy w płaszczach.

Popularne posty z tego bloga

Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty

Część druga.Odcinek trzydziesty pierwszy

Częśc druga.Odcinek trzydziesty piąty