Odcinek dwudziesty dziewiąty.
Wkrótce zajechaliśmy na stację gdzie stał już nasz pociąg o ilości wagonów ,której nie mogłam się doliczyć bo ciągnął się długo zanim zniknął z mojego pola widzenia gdzieś w dali . Wszystkie wagony przeznaczone były do przewozu bydła . Władowano nas do jednego z nich przeznaczonego dla nas zgodnie z otrzymanym numerem . Nasze skrzynie zajęły znaczną część wagonu pozostawiając nam trochę miejsca w której mieliśmy się rozgościć na czas podróży. Panował nerwowy nastrój,ponieważ nie było wystarczającej ilości tragarzy pracujących przy ładowaniu skutkiem czego ludzie pełni niepokoju ustawicznie upominali się aby ich rzeczy zostały wniesione do wagonów. Okazało się że Sowieci nie pozwalają wywozić wszystkiego i zarządzili kontrolę przewożonych rzeczy .To co nie jest dozwolone zostaje zarekwirowane . Nie wiemy jednak jakie są kryteria i czego nie wolno przewozić. Jak widać pozostaje to do uznania w czasie kontroli. Bolszewickie metody nękania nas nie miały końca .Nieświadomi tego że jeszcze będziemy tak dręczeni czuliśmy się wszyscy skrajnie wyczerpani , przygnębieni i pełni obaw. W tym rozgardiaszu zaginęły nasze 2 walizki które mimo poszukiwania we wszystkich wagonach nie odnalazły się . Nie wiem nawet co w nich było bo pakowała je tylko Mama, która teraz rozpacza bo walizki te były bardzo cenne. Nie mogę jej uspokoić bo widzę że zupełnie nie panuje nad sobą i dosłownie wyrywa sobie włosy z głowy i bije się z całej siły po głowie z pianą na ustach,więc trzymam ją za ręce aby ją powstrzymać ale Mama jest bardzo silna ,zahartowana ciężką pracą w swoim sklepie gdzie musiała dźwigać ciężkie worki,więc nie daję rady. Zbiegli się ludzie i pomagają mi bo Mama się miota jakby oszalała . Byłam przerażona tym atakiem i zaczęłam się bać jak będzie wyglądać nasza dalsza podróż. To wszystko było stanowczo za wiele dla niej . Wśród obecnych ludzi na peronie był też lekarz który zrobił Mamie zastrzyk uspokajający po czym Mama usnęła. Wszyscy dookoła zaczęli szukać tych walizek ale niestety ,kamień w wodę , przepadły i z tym trzeba się było pogodzić .Myślę że zostały po prostu ukradzione . Nie ma prawa, nie ma winnych. Na domiar złego Tadzio stał się jakiś osowiały i boję się czy nie jest chory . Siedzimy już w wagonie bo niedługo pociąg podobno ma odjechać ale informacje są sprzeczne więc nie wiadomo czy teraz zaraz czy za godzinę lub dwie. Patrzę na peron gdzie jest mnóstwo ludzi i wszystkich łączy ten sam los. Jedni kręcą się po peronie rozprawiając o naszej wspólne sytuacji inni wsiedli już do wagonów jakby pogodzeni z faktem że muszą opuścić Lwów . Mimo wczesnej pory czuło się że zanosi się na wielki upał. Niektórzy mężczyźni byli w krótkich spodenkach w koszuli z podwiniętymi rękawami a starsi w słomkowych kapeluszach zachowanych chyba jeszcze sprzed wojny natomiast kobiety w kolorowych letnich sukienkach i biegające beztrosko dzieci przypominały raczej o jakimś gigantycznym biwaku a nie o przymusowym transporcie w nieznane . Ten kolorowy tłumek wprawiał mnie w pogodny nastrój i uświadomiłam sobie ,że przecież nie jesteśmy sami ,bo to co czeka nas, czeka też innych i że wszystko musi być dobrze a najważniejsze że nie będziemy dłużej szykanowani i karmieni obłudnymi kłamstwami . To że wyrywamy się teraz na wolność to zasługa mojej odważnej Mamy która mogła kierować się wygodą i nie brać tak dużego ciężaru na siebie jak zrobiło to wielu ludzi którzy woleli pozostać ale postanowiła ratować naszą przyszłość i za to byłam jej wdzięczna. Dostrzegłam kilku nauczycieli z mojej szkoły którzy też wyjeżdżali z rodzinami . Teraz to zniknęły różnice między nami i wszyscy pozdrawialiśmy się jak sobie równi rozmawiając na ten jedyny temat który wszystkich dotyczył. Rozpytywaliśmy się wzajemnie gdzie kto przebywa ze znanych osób i jakie są pierwsze wrażenia tych którzy wcześniej wyjechali. Dzielono się informacjami które były czasem pozytywne a czasem niepokojące. Nagle pociąg jakby lekko zasapał i wypuścił parę więc peron powoli pustoszał. Wszyscy jak na komendę wspinali się aby dostać się do wagonów. Zaczęły się pokrzykiwania i nawoływanie dzieci ,które bawiąc się w chowanego rozbiegły się w różnych kierunkach . Tadzio wolał pozostać w wagonie co było do niego nie podobne i mnie niepokoiło .Zaczęłam się naprawdę obawiać czy się w drodze nie rozchoruje. Kiedy wreszcie bardzo skrupulatnie doliczono się liczby pasażerów i pozbierano wszystkich tych spośród najmłodszych latorośli którzy lekkomyślnie myszkowali po peronie zamiast bacznie uważać aby im pociąg nie odjechał, wtedy to młody konduktor pozamykał każdy z wagonów zasuwając ciężkie żelazne drzwi i dał znak do odjazdu . Poczuliśmy się jak uwięzieni bo mimo że na zewnątrz było tak słonecznie w wagonie zapanował półmrok a światło przenikało jedynie poprzez wąskie okienko . Uczucie radości mieszane z niepokojem rozlało się gorącą falą po mnie całej wypełniając wszystkie tkanki . Przeżegnałam się i w myślach pożyczyłam nam szczęścia patrząc przez to malutkie okienko które ledwo mogłam dosięgnąć bo znajdowało się zbyt wysoko co było typowe dla takich wagonów bo miały tylko zapewniać dopływ powietrza zwierzętom a teraz nam a nie pozwalały jednak uciec . Pomyślałam że wagony te mogłyby opowiedzieć dużo o historii kiedy to wiozły nieszczęsnych skazanych ludzi do obozów zagłady . Także tłoczyli się przy takich okienkach w wagonach zamykanych na kłódkę. Skojarzenie to nagłe i niekontrolowane przyszło mi teraz do głowy . Takie to figle płatał mi mój mózg który wszystko pamiętał mimo że ja tego nie chciałam. Myśli moje były teraz bardzo rozbiegane przemierzające czas spędzony w tym mieście z najdrobniejszymi szczegółami bo też doniosła to była chwila mająca wpływ na całe nasze życie Usłyszałam powolny z początku a potem coraz szybszy miarowy stukot kół który z każdą sekundą oddalał nas od Lwowa. Jechałam w podniosłym nastroju. Chłonęłam widok ostatnich gęstych a potem coraz rzadszych zabudowań przedmieść Lwowa chcąc zachować w pamięci przesuwające się obrazy.Wreszcie wyjechaliśmy na coraz mniej zabudowane przestrzenie i mijaliśmy rozległe pola skrzące się teraz w słońcu łanami dojrzałych zbóż a po chwili ukazały się zielone gęste lasy .Już na dobre oddaliliśmy się od Lwowa ,którego cząstkę usiłowałam zabrać ze sobą . Nadszedł czas. ŻEGNAJ KOCHANE MOJE MIASTO może jeszcze kiedyś tu wrócę!