Część druga.Odcinek trzynasty

Jesień nastała w całej swojej krasie wspaniałej kolorystyki ,co sprzyjało odkrywaniu coraz to nowych uroków Wrocławia .Po dłużej przerwie spotykam się znowu z moimi przyjaciółmi w Małpim  Gaju i zauważamy coraz to nowe możliwości aby się powygłupiać, więc nie ma końca nowym pomysłom jak np wkładanie sobie na głowę koszy na śmieci to znów wdrapujemy się na napotkany wózek z dyszlem i Rysiek udając konia zaprzęga się ciągnąc nas
po usianym dywanie pożółkłych liści wśród śmiechu i nieustających żartów.Zwiedzamy też inne zakątki a pasjonują nas szczególnie napotykane mosty. Pewnego razu mimo ,źe powinnam się oszczędzać wgramoliłam się na jeden z nich na sam szczyt łukowatego przęsła gdzie usiadłam szczęśliwa mogąc podziwiać z góry widok miasta.Z tego okresu mam kilka zdjęć ,które zrobił mi Zbyszek i również to na moście .Teraz juź nie chodzę tak pilnie na wykłady wybierając tylko niektóre bardziej interesujące bo na tych studiach nie ma żadnych  ćwiczeń czy innych zajęć praktycznych  . Jest tylko sucha teoria ,którą można opanować z książek lub skryptów ,które zwykle pożyczałam bo szkoda mi  było wydawać na to pieniądze.W czasie mojego pobytu we Wrocławiu pisywaliśmy cały czas do siebie ze Zbyszkiem Smoszyńskim bo tak jak obiecałam napisałam odrazu jak się tylko rozlokowałam .W listach zdawaliśmy sobie relację z doznanych wrażeń. Zbyszek opisywał mi dokładnie jak mu idzie na medycynie i jaki olbrzymi materiał jest do przerabiania . Ja z kolei teź pisałam mu szczerze o wszystkim i wytworzył się teraz układ przyjacielski między nami z którym się dobrze czułam . Jak tylko udało mi się spotkać z tą moją paczką bo byli teraz niekiedy bardziej zajęci niź ja ,udawaliśmy się często w tej jesiennej szarudze do naszej ulubionej kawiarni gdzie spędzaliśmy bardzo dużo czasu na ciekawych dyskusjach . Zbyszek często opowiadał o swoich przeżyciach więc poznawałam go coraz lepiej. Pochodził ze swoją rodziną z Warszawy ale po zbombardowaniu ich domu przyjechali do Wrocławia.    .Pewnego razu kiedy to ruch na mieście był bardziej ożywiony bo zbliżały się  Święta Bożego Narodzenia ,zapuściłem się daleko do dzielnicy Krzyki gdzie natknęłam się na znajomych ze Lwowa z najmłodszych lat, co wprawiło mnie w radosny nastrój i teraz uściskom i wspomnieniom nie było końca. Wkrótce potem na spacerze patrzę i oczom nie wierzę bo zobaczyłam Nuśkę Geroni idącą z matką.  Podbiegłam z radością i uściskałyśmy się z Nuśką serdecznie po czym zaraz wyciągnęłyśmy notesy aby zanotować nasze adresy . Ja dałam jej właśnie mój i w chwili kiedy ona również zaczęła pisać ,matka pociągnęła ją gwałtownie i razem uciekły jak poparzone . Stanęłam jak wryta i dopiero po chwili zrozumiałam . Ojciec Nuśki chodził w czarnym mundurze SS mana i matka obawiała się źe ich zadenuncjuję. Tak ,powinnam ale nie o tym  myślałam ,cieszyłam się tylko że spotkałam przyjaciółkę z dzieciństwa.Napewno teraz ten łajdak prowadził żywot przykładnego obywatela Polski .Ilu takich było ?Strach pomyśleć ! Nastrój przedświąteczny dał się odczuć także w domu państwa Dobosików a widomym znakiem był zając wiszący za oknem w kuchni. Jednakże nikt jakoś nie kwapił się aby go sprawić ani pani Dobosikowa , która odwracała się z niechęcią ,robiąc wszystko inne ,ani tym bardziej pan Dobosik , czy też Jadźka i Maryśka .Przyszło mi do głowy ,źe ja to zrobię aby się sprawdzić czy nadaję się na medycynę gdzie będzie czekać na mnie prosektorium. Zabrałam się więc do roboty chociaż napawało mnie to wielką niechęcią i wstrętem ale musiałam to zdusić w sobie bo to był mój sprawdzian ,który sobie wymyśliłam .Pani Doboszowa była mi bardzo wdzięczna jak i reszta rodziny bo poszło mi to zupełnie nie źle  Odczekałam  jeszcze kilka dni aby pooddawać książki i odjechałem do domu już bardzo stęskniona . Chciałam jak najszybciej  zobaczyć Mamę i Tadzia.  A w domu ogromna radość że wreszcie przyjechałam po dłuższej nieobecności.  Tutaj również zastałam przygotowania do Świąt i wpadłam w wir domowych robót ,bo moja Mama zawsze przestrzegała tradycji. Mimo tak skromnych warunków w jakich przyszło nam żyć  ważne było aby było czysto . Mama postarała się ,źe od dawna pranie zabierała taka pewna pani ,Ślązaczka ,która przynosiła nam wszystko pięknie wyprane i wykrochmalone w koszyku . Robił tak każdy  z mieszkańców w tym domu bo pranie w takim mieszkaniu nie było możliwe . Ślązacy piekli też sami ciasta i zanosili je w dużych blachach  do piekarni i przynosili już pięknie upieczone bez kłopotu że coś może się nie udać ,więc my robiliśmy to samo bo było dużo wygodniej. Tadzio natomiast z radością ubierał razem ze mną choinkę a właśnie w tym roku wszystkie ozdoby i bańki były białe lub srebrne ,tak źe cała choinka lśniła srebrzyście .Wyglądało to bardzo pięknie. Staraliśmy  się aby było tak samo uroczyście jak dawniej . Śpiewaliśmy kolędy a Tadzio oczekiwał na prezenty ,które razem z Mamą udało się nam kupić akurat  takie za jakimi przepadał bo Mama miała znajomą która robiła różne zwierzątka z włóczki  i naprawdę były one prześliczne. Na czas ferii zimowych pozostałam W domu i z przyjemnością spędzałam ten czas mając kilka interesujących książek do czytania .

Popularne posty z tego bloga

Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty

Część druga.Odcinek trzydziesty pierwszy

Część druga.Odcinek trzydziesty drugi