Część druga.Odcinek dwudziesty drugi

W czasie studiów paradowałyśmy zawsze w czapkach studenckich . Na wydziale lekarskim nosiło się  koloru bordowego z białym otokiem . Każdy wydział miał inny kolor czapek ,dlatego zawsze łatwo było rozpoznać kto na jakim wydziele studiuje . Było to bardzo mądre ,uważam i prawdą jest powiedzenie że :mundur czyni człowieka . Zimą noszenie takiej czapki było nieodzowne ,bywały bowiem w tym okresie niekiedy potężne mrozy. Od czasu mojej grypy starałam się już ciepło ubierać bo miałam często anginy z bardzo wysoką temperaturą . Zwykle nie miałam szczęścia kupić jakiś ładny, ciepły płaszcz a ostatnio kupiony z podpinką robił ze mnie nieforemnego  misia . Irka miała brązową kurteczkę ze źrebaków więc łaziłam po sklepach a nuż się coś trafi bo nie miałam  duźo pieniędzy i pewnego razu zwyczajnie w Domu Towarowy rzucili tylko kilka kurtek z żółtych norek chińskich za cenę 3 tysięcy co było było bardzo tanio na takie futerko. Kupiłam od razu i szczęśliwa byłam za kaźdym razem pokazując się w nim . Czułam się conajmniej jak aktorka. Od tego czasu nie rozstawałam się z nim bo wyglądałam bardzo elegancko . Mimo to pewnego razu zapadłam znowu na anginę a po ca 3 tygodniach znowu serce zaczęło szaleć . Czułam się bardzo chora i wciąź obawiałam się ,że to serce nie da mi skończyć studiów . W obawie ,że tak  się stanie połozylam się w szpitalu  klinicznym w Warszawie na  Oczki . Tam trafiłam na salę gdzie jedna z pacjentek co noc krzyczała tak rozdzierająco ,źe budziła pacjentki na całym oddziale . Trwało to i trwało a ja teź cierpiałam ale w milczeniu i dodatkowo bo nie mogłam wogóle spać. Wzywani lekarze z dyżurów nie mogli jej uciszyć podając przeróżne specyfiki . Podziwiałam wielu za ich wiedzę i chciałam być w przyszłości też tak dobrym lekarzem ale nie omieszkałam zawsze wtrącać się do mego leczenia z moimi teoriami ,moim zdaniem słusznymi i  wiele razy przyznawano mi z resztą rację . W tym szpitalu leżała też taka miła osóbka ze złamaniem ręki ,która interesowała się wszystkim i zawsze pierwsza o wszystkim wiedziąła . Jakoś przylgnęła do mnie i w ogóle było  jej wszędzie pełno . Nie zbyt ładna ale stały  jej uśmiech powodował że nie moźna jej było nie lubić . Nazywała się Aleksandra Siejko i była starsza ode mnie o jakieś 4 lata .Znajomość  z nią przetrwała wiele lat . Miała dużo osobistego wdzięku a ponadto to co przeżyła budziło mój respekt i podziw bo narażała źycie w czasie Powstania Warszawskiego będąc łączniczką zanoszącą rozkazy dowództwa  kolegom ,przeżywając napięte sytuacje, kiedy chodziło czasami o sekundy a mogła zostać wykryta i skazana na śmierć przez męczarnie podczas przesłuchiwań tak  jak jej koleżanki o czym opowiadała takie okropności ze szczegółami, że dostawałam gęsiej skórki  . Na mojej sali zaprzyjaźniłam się też z pewną medyczką Haliną Winther- Christensen ,która miała skoki temperatury do 40 stopni i nie mogli tego opanować . Znosiłyśmy więc obie te krzyki tej nieszczęsnej pacjentki bo byłam przekonana ,że ona ma rację i musi pewnie bardzo cierpieć .Znacznie później zmieniłam zdanie jak wiedziałam o medycynie znacznie więcej. Pewnego razu przyszła w takim krytycznym momencie pewna znana adiunkt i zleciła zastrzyk po którym chora nagle zmarła . Nie miałam wątpliwości, źe zrobiła to celowo i aż mnie zatkało .A więc to tak : nie bądź uciąźliwy choćbyś cierpiał nie wiem jak ,bo Cię mogą uciszyć . Zachowałam tę naukę na przyszłość . Przyjaźń z Haliną pogłębiała się . A z nią było tak że dostała nakaz pracy do okropnie zapadłej dziury i tam akurat znalazł się pewien expert z Danii do spraw budowy jakiegoś obiektu na Pomorzu. Poznali się ,pokochali i Halina włąśnie dopiero co wyszła za niego za mąż. Poniewaź język duński ,gardłowy był trudny dla niej ,porozumiewali się w słabym niemieckim,który matka Haliny znała bardzo dobrze i nawet  mnie później nauczyła kilku ważnych zwrotów . Wtedy to także matka tego Bjorna przyleciała samolotem i budziła podziw ,że taka dzielna bo miała już 80 lat. Kiedy to Halinę wypisywano wówczas uznałyśmy, że musimy utrzymywać nadal kontakt .Zaprosiły  mnie do chwilowo wybudowanego ale  nadzwyczaj komfortowo urządzonego  osiedla gdzie mieszkała cała ekipa Duńczyków . Wypisano nas równocześnie i na wieść o tym moja Mama przyjechała szczęśliwa, że juź jestem zdrowa ,przywożąc mi  to futerko . Wtedy to zanurzyłam w tą puchatość nos i zapachniało mi moimi perfumami :”Być moźe „ które były wtedy modne a zapach ten wniósł od razu świeżość ,która zabiła wszechobecną wszędzie dezynfekcję. Halina pokazała mi swoje sztuczne ,bardzo eleganckie i powiedziała ,że tam w Danii  nosi się właśnie takie . Od tego czasu nie byłam już tak dumna ze swojego . Spędziłam tam bardzo przyjemnie kilka dni w czasie których widziałam jak żyją na codzień .I tak widzę na stole przy kaźdym nakryciu jest malutka deseczka aby każdy mógł sobie posmarować kromkę chleba i też zawsze jest miseczka z czystą wodą aby moźna było opłukać czasami palce . Takźe buraki gotowane tylko podawano w plasterkach bez żadnych wyrafinowanych przypraw czy domieszek a takźe ziemniaki ugotowane w łupinach i każdy sciągał skórkę sam trzymając je na widelcu gdyż były gorące .Ta prostota i mądrość z tego wynikająca bardzo do mnie przemawiała . Uważałam ,że takie żywienie jest naprawdę zdrowe .W ogóle zauwaźałam szereg zwyczjów bardzo prostych i trafiających w sedno. Takźe przedmioty codziennego uźytku były tak wymyślonę aby mogły być maksymalnie praktyczne i wygodne w uźyciu..Kiedy rozstawałyśmy się ,Halina zapraszała mnie do Kopenhagi a potem to juź raz za razem wymienialiśmy listy w których Halina opowiadała detalicznie o zwyczajach panujących w jej kraju ale i w całej Skandynawii a kiedy jeszcze przeczytałam znaną książkę o Szwecji :”Od kołyski do grobu „ oceniłam ,że te kraje są wyjątkowo humanitarne i wychodzą naprzeciw potrzebom człowieka . Pisała mi teź duźo w srawach medycyny która musiała jednak zarzucić chwilowo bo urodziła córeczkę . Po pewnym czasie dopiero wróciła do zawodu ale było to bardzo trudne po przerwie bo medycyna stała tam zawsze wysoko i takie było ogólne mniemanie źe tam studia mog trwać nawet 10 lat. .Te wszystkie wiadomości bardzo do mnie przemawiały i zachwyciłem się porównując to wszystko do mojej rzeczywistości, pełnej zakłamania i rygorów zatruwających życie. Chciałam ją odwiedzić, a jakże ,ale piętrzące się trudności z tym związane odwlokły to znacznie w czasie, Żelazna kurtyna uczyniła z nas ludzi gorszego gatunku , tak że my z kraju komunistycznego nie mamy prawa żyć jak inni.










Popularne posty z tego bloga

Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty

Część druga.Odcinek trzydziesty pierwszy

Część druga.Odcinek trzydziesty drugi