Część druga .Odcinek jedenasty
W tym to czasie jeszcze nie ostygł entuzjazm i radość , że wojna się już skończyła co było widoczne w zachowaniach ludzi, jednakże fakt że musimy znosić narzucone jarzmo powodowała że społeczeństwo było podzielone na tych którzy służalczo podporządkowali się dyrektywom ze wschodu przejmując z łatwością sposoby aby gnębić innych i na tych którzy nigdy nie zgodzą się aby taki stan rzeczy trwał w naszym kraju . Na studiach było to aż nazbyt widoczne bo potworzyły się różne grupki i należało wybrać z kim jest nam po drodze aby czuć się swobodnie i nie uważać na słowa a już tak jest ,że to się przeważnie odrazu wyczuwa kto jest kto..Kiedy wychodziłam z wykładów szłam czasami jak byłam bardzo głodna do pobliskiej stołówki przy Uniwersytecie gdzie zwykle było gwarno i rojno bo o tej porze schodzili się studenci z różnych wydziałów .Tutaj poznałam pewnego razu studenta z wydziału prawa i ekonomii, który od dłuższego czasu jakimś dziwnym trafem pojawiał się w tych miejscach które i ja odwiedzałam ,lub też za dużo sobie wyobrażałam, bo mógł to być przypadek . Kiedy się dosiadł do mnie w tej stołówce powiedział mi ze śmiechem ,że był niedawno w Warszawie gdzie wytypowano go do odgruzowywania jako zwykłego obywatela a teraz musiał to robić we Wrocławiu jako student prawa .Opowiedziałam,że widziałam to wszystko z wieży i jego pewnie też. Dobrze się nam rozmawiało i w kolejnych dniach znowu kilka razy natknęliśmy się na siebie chociaż nie wiem czy nie było to zainscenizowane . Trwało to dość długo z przerwami, aż zaczęłam myśleć czy go spotkam znowu.Niby nic się nie działo ale powoli coraz więcej się dowiadywałam a więc np to ,że niedawno wrócił z Włoch bo był w Armii Andersa i dlatego odrazu zapisał się na studia bo jest trochę spóźniony. Niedługo potem zapoznał mnie ze swoimi przyjaciółmi Rychem i Myszą którzy byli z nim na jednym wydziale .Kiedy mnie odprowadzał to tym razem ujawniłam gdzie mieszkam. Nazywał się Zbigniew Grodecki i był 2 lata starszy ode mnie . Podobał mi się ale widziałam ,że on nie posuwał się ani o jotę aby być dla mnie kimś więcej jak tylko kolegą co mnie intrygowało i nie mogłam urządzać sobie takiej zabawy ze zrywaniem jak ostatnio . Mając takie towarzystwo teraz, zupełnie się zapamiętałam im dłużej ich poznawałam. A oni bez przerwy stroili sobie żarty od czego i ja nie stroniłam mając w pamięci powiedzenie pewnego pisarza francuskiego Fracois de La Rochefoucauld ,że powaga jest obrządkiem ciała dla pokrycia braków ducha, że trzeba być czasem pomylonym aby wyjść z trudnej opresji. Założycielami tego tzw, Klubu Wariatów był Zbyszka szwagier który był lekarzem, jego siostra ,Zbyszek i Rycho z Myszą a teraz ja .Aby się wkupić musiałam zrobić coś szalonego. Tak więc wyszłam na ulicę z dość grubym łańcuchem powyżej kostki na nodze Był to taki łańcuszek od wiszącego zegarka . Po zdaniu tego „egzaminu „ zaliczono mnie do grona .Od tego czasu wygłupialiśmy się przeważnie w tzw. Małpim Gaju i tam prześcigaliśmy się w różnych najbardziej dzikich pomysłach . Bywało tak że oni stawali pod wieżą a na dany znak schodziłem na dół i zaczynała się zabawa ,co było odprężeniem dla mnie bo wtedy przerywałam uczenie się tego prawa zobowiązań ,które za nic nie chciało mi wchodzić do głowy . Pewnego razu biegnąc przez długi most w czasie burzy poczułam silny ból po prawej stronie brzucha tak,źe ledwo dotarłam do domu . Doświadczona pani Doboszowa rozpoznała zapalenie wyrostka robaczkowego i zaleciła głodówkę a potem już tylko kleiki i zimne okłady . Na następny dzień lekarz potwierdził tę diagnozę ale nie chciał mnie operować uważając że jest za wcześnie bo stan jest podostry . Od tego czasu wszystko kręciło się pod kątem mojego wyrostka i długo musiałam być na diecie i unikać wysiłku . Akurat wtedy było piękne lato i moje towarzystwo zauroczyło się żeglarstwem i całe dnie spędzali na łodziach tzw łajbach ucząc się robić skomplikowane węzły .Zbyszek uważał bardzo na mnie abym się nie wysilała a w nylonach i wysokich koturnach nie nadawałam się teraz aby uczestniczyć w tym ich przedsięwzięciu aby wypuszczać się w krótki nawet rejs na co miałam wielką ochotę ale musiałabym się przebrać w ubrania sportowe jak oni wszyscy a potem do roboty której jest masa na takiej żaglówce . Przychodziłam jednak bo było mi z nimi wesoło ale jak była jakaś większa potańcówka i prosił mnie ktoś to Zbyszek mówił za mnie że nie mogę bo mam wyrostek a przecież dalej byliśmy na stopie koleżeńskiej. Kiedy lato miało się ku końcowi i buszowanie w małpim gaju nie było już ciekawe zaczęliśmy chodzić do kawiarni gdzie grał Zbyszka ulubiony pianista. Kiedyś pani Doboszowa zobaczyła Zbyszka pod domem i zaprosiła go do tej auli aby na mnie poczekał . Wówczas Zbyszek zaczął grać na tym fortepianie i grał wspaniałe . Opowiedział mi później, że uczył się bardzo długo grać i miał bardzo dobrego nauczyciela muzyki. Od tego czasu przychodził grać w tym salonie a ja prosząc go do mego pokoju sadzałam na parapecie okna aby ciekawska p. Doboszowa widziała ,że nie robimy nic zdrożnego. W tym czasie chodziliśmy często do Filharmonii na koncerty muzyki poważnej i ja uwielbiałam słuchać uwertury do Egmonta Ludwiga van Beethovena albo Światło księżyca Clauda Debussy a Zbyszek wpatrzony w partyturę wychwytywał każdy błąd popełniony czasami przez muzyków.