Część druga .Odcinek dziesiąty
Wrocławski uniwersytet znajdował się w dzielnicy gdzie były ulice o starych nazwach np.nożownicza , rzeźnicza, kiełbasiana i inne tego typu ,które przetrwały z dawnych czasów a nazwy pochodziły od zawodów które tam niegdyś uprawiano. Uczęszczając pilnie na wykłady doszłam do wniosku, że niektóre przedmioty są dla mnie bardzo ciekawe i tak np towaroznawstwo , mające wiele wspólnego z chemią lub ekonomia bo wykłada ją bardzo ciekawie i przystępie prof . Styś ,który nie omieszkał bardzo subtelnie wplatać we wszystko co mówił swoje krytyczne nastawienie do obecnej rzeczywistości ,czym odrazu wzbudzał sympatię i nie tylko moją co mnie cieszyło bo nigdy nie wiedziałam co do kogo mogę powiedzieć bo roiło się od podsłuchujących i notujących wszystko wtyczek .Później dowiedziałam się ,że podobno prof . Styś był wiele razy upominany i że grożono mu że straci pracę ale jak widać robił swoje . Kiedy go słuchałam to niekiedy otwierałam usta ze zdziwienia z tłumionym okrzykiem „ach „ bo myślałam że go mogą zaaresztować. Inne przedmioty jak rachunkowość nie mające nic wspólnego z matematyką i księgowość budziły we mnie taką niechęć ,że później jak przyszło do zdawania to patrzyłam tylko aby ściągać wszystko od kolegów . W programie tego roku było też prawo i to prawo zobowiązań ,skąd inąd bardzo pożyteczne i przydatne i z perspektywy lat widzę jak bardzo czasami bywa potrzebne każdemu człowiekowi ,który zmaga się w jakiejś swojej sprawie z urzędnikami i jak dobrze powiedzieć wtedy ,że to jest niezgodne z prawem w/g artykułu tego i tego . Wówczas jednak taka przewidująca i mądra nie byłam Tymczasem życie akademickie coraz bardziej mnie wciągało a czułam się rozgrzeszona bo przecież to nie moje studia więc nie mój ból głowy, bo ja znam swoją drogę i jak rok się skończy postaram się znowu na medycynę . W tym przeświadczeniu poszłam się pokazać do ZMP i już na progu miałam opory ale się przemogłem . Zdumiewało mnie że jest tyle osób ,które zupełnie szczerze hołdują głoszonym komunistycznym hasłom . Co to się z nami Polakami stało? Myślałam sobie i czym prędzej opuściłam to zgromadzenie z czystym sumieniem że udało mi się odegrać potrzebną rolę . Spotykani tu i ówdzie koledzy niekiedy byli w podobnym położeniu bo nie dostali się na studia a ja namawiałam ich aby opuścili te obecne bo one nie są dla ludzi ambitnych bo zacieśniają horyzonty.Teraz ciekawiła mnie bardzo wieża w naszym domu więc jak wróciłam z wykładów wygramoliłam się na górę i oszołomił mnie widok Wrocławia i zaraz zaczęłam lokalizować poszczególne dzielnice a najbardziej zadziwił mnie widok tak wielu mostów bo Wrocław to prześliczne miasto i jaka szkoda że nie mogliśmy właśnie tu zamieszkać , co za pech . Na tę wieże wchodziłam potem często albo się uczyć albo kontemplować i wyciszać się albo obserwować co też się na dole dzieje bo było tam bardzo głośno. Koparki z głośnym buczeniem zgrzytem i szczękaniem wybierały gruz ze zwalonych po bombardowaniu domów a studenci ubrani w czerwone krawaty pracowali oczyszczając teren w ramach czynu społecznego. Wrocław był jednym z najbardziej zniszczonych miast i często ludzie mieszkali w niemal do połowy rozwalonych domach ,podobnie jak w Warszawie. Te codzienne prace przy odgruzowywaniu trwały jeszcze przez wiele tygodni . Pewnego razu weszłam do tej jakby auli i zaczęłam próbować grać na tym fortepianie te utwory które kiedyś miałam dobrze ograne i chciałam to poczuć w rękach czy w palcach ,więc siedziałam uparcie ale poza kilkoma frazami nie mogłam więcej nic sobie przypomnieć .Palce pozostały nadal sztywne. W domu Doboszów czułam się prawie domownikiem i tak mnie traktowano bo uczestniczyłam w ich życiu a oni też zawsze wiedzieli co robię .Dr.Wanke przychodził bardzo często do Jadźki i pan ,nazywałam go Dobosik bo był mały ,krępy i okrągły w obwodzie ,zawsze głośno na całe gardło ,wykrzykiwał anonsując jego przyjście : „ Jadźkaaa ! Narzeczony przyszedł do Ciebie „. I tak robił zawsze nawet jak przychodził do niej jakiś inny kolega i Jadźkę okropnie to krępowało . Mimo że Jadźka prosiła go wielokrotnie aby tego nie robił ,nic nie pomagało . Taki to był z niego złośliwy gnom. A Jadzia to była bardzo dobra dziewczyna ,taka z sercem na dłoni i było mnie jej żal bo myślałam że ojciec niszczy jej możliwości poznania kogoś innego lepszego niż dr. Wanke którego napewno nie kochała. A każdy słysząc ,ze jest już tak zakwalifikowany uciekał gdzie pieprz rośnie. Idąc na wykłady często zamieniałyśmy się z Jadźką ubraniami i w ten sposób byłyśmy coraz to inaczej ubrane . Jadźka miała bardzo ładny płaszcz brązowy długi prawie do kostek ,ładnie wymodelowany do figury w którym robiłam furorę wśród koleżanek a ja z kolei dawałam jej mój biały płaszcz kupiony za część mojej renty, który jej bardzo pasował. Jadzia była ładna w przeciwieństwie do Maryśki jej siostry ,która miała trądzik i na dodatek była ciągle niezadowolona i zła na cały świat. Z początku nikogo ciekawego nie mogłam poznać . Bywało że ktoś naprzód mi się podobał a potem już nie . Był taki kolega ,którego polubiłam . Był przystojny i miał tak dziwnie zrośnięte brwi ale po krótkim czasie zraziłam się do niego i powiedziałam zwyczajnie ,że nie będę się już z nim spotykać . Był zdumiony o co mi chodzi a ja nic ,żadnego wyjaśnienia .Musze powiedzieć, że bawiło mnie że ktoś się angażuje i wiele sobie obiecuje a ja staję okoniem bez wyjaśnienia To też było chyba odreagowaniem i moim buntem za to ,że musiałam żyć w takim mieszkaniu na Rostka w Bytomiu i się za to musiałam wstydzić i przez to odstręczałam i odpychałem ludzi od siebie . Za to,,że musiałam być inna niż jestem i powinnam sobą pogardzać ,że nie potrafiłam tego zmienić .