Część druga. Odcinek dwudziesty

Tymczasem Zbyszek wielokrotnie mnie odwiedzał jak tylko znalazł chwilkę czasu bo też na prawie miał mnóstwo nauki . Bardzo  nalegał abym przeniosła się na medycynę do Wrocławia ale nie chciałam bo się już tutaj zadomowiłam i byłaby to dodatkowa trudność dla mnie . Tak więc nadal dzieliła nas odległość . To ,że byliśmy rozdzieleni i tak naprawdę nie było moźliwości bliższego obcowania ze sobą sprawiło  ,że go właściwie nie znałam i chciałam się już uwolnić bo widziałam że staje się coraz bardziej zaborczy jakbym  była jego własnością, powiedziałam mu więc że go nigdy nie zapomnę ale lepiej będzie jak zostaniemy przyjaciółmi .Tak się stało a pierścionka nie chciał przyjąć .Powiedział ,że jeźeli go nie chcę to mogę go wyrzucić.  Zajęta studiami i sprawami w domu nie bardzo to odczułam. Wkrótce też nadszedł czas ,że Tadziowi wreszcie zdjęto gips ale rana się nie goiła długo i bałam się ,że już tak będzie. Dopiero po codziennych kąpielach i opatrunkach z przymoczków  z nadmanganianu potasu rana się zasklepiła . Teraz chciałam mu wynagrodzić to jego cierpienie ale też zaczęłam się źle czuć. Postanawiamy wyjechać do Krynicy razem z mamą Ireny i zabrać takźe Tadzia. Tam wynajmujemy ładne mieszkanko i idziemy do tutejszego lekarza balneologia aby nas zbadał i zapisał nam jakieś kąpiele. Znacznie póżniej Irena powiedziała mi że lekarz ten na jej pytanie jaki jest stan matki ,powiedział : stan mamy jest dobry ale gorzej jest z tą młodą osobą ,czyli ze mną . Dobrze ,że mi tego wtedy nie powiedziała . Tadzio grymasił i nie chciał nic jeść ,najchętniej to chciałby lody na obiad więc się denerwowałam bo zależało mi aby wydobrzał i jadł dietetycznie bo miał znaczną nadwagę ,ponieważ moja Mama obawiając się ciągle o jego zdrowie  przekarmiała go lanym ciastem . Tam poznałyśmy dwóch medyków i ponieważ jeden z nich był jakiś mało energiczny nazwałyśmy go Gluteus a to nazwa mięśnia pośladkowego . Tadzio przekręcił i nazywał go Glaukus bo przeczytał właśnie Quovadis . Tymczasem ja czułam się coraz gorzej i ci medycy po zbadaniu mnie poradzili abym pojechała do jakiegoś dobrego kardiologa bo jest źle z moim sercem.Dowiedziałam się ,że najlepszy jest dr Semerau -Siemianowski . Pomyślałam ,że muszę się szybko wyleczyć bo przecieź studia przede mną . Jadę więc do Warszawy, ale po wizycie jestem rozczarowana po tym co usłyszałam . Powiedział mi ,że cierpię na skutki zapalenia wsierdzia a ja uważałam, że to jest czynne zapalenie wsierdzia bo wiele na to wskazywało ,toteż leków nie wzięłam tylko kupiłam książkę prof .Jochwedsa ,bardzo dobrego specjalisty . W drodze do Bytomia przestudiowałam całą i pojechałam do Krakowa do kliniki .Wykryto u mnie streptococcus viridans w gardle ,który powoduje tzw. Endocarditis lenta , najgorszą postać zapalenia wsierdzia . Tam leżałam ponad miesiąc i jakoś wyszłam z tego . Opiekował się mna dr Wilkoń , który trochę zalecał się do mnie ale wiedział ,że  mu nie wolno bo jestem pacjentką. Prof .Tochowicz ,znany kardiolog zabrał mi wszystkie książki abym sobie nie nabijała głowy i się nie denerwowała. Mama zamartwiała się i przyjeżdżała do mnie w odwiedziny. Wówczas koło mnie leźała młoda dziewczyna u której rozpoznano ziarnicę złośliwą, Była to choroba śmiertelna w tych czasach .Ona biedactwo nie zdawała sobie sprawy z tego co ją czeka . Była taka młoda i śliczna ,istna Halka . Los nie jest sprawiedliwy!  Po powrócie zauważam  na studiach różne zmiany . Kilku kolegów odeszło po surowym przesiewie. Był taki Andrzej Kraft , zdawał po kilka razy i w końcu nie dobił do końca studiów i został laborantem ,a ja stojąc z nim przed egzaminacyjnym drzwiami  zawsze drżałam że strachu bo opowiadał, że się uczył z różnych najlepszych podręczników a ja tylko ze skryptu ,więc myślałam :gdzie mi tam do niego . Okazało się ,że nie potrafił myśleć logicznie . W czasie kiedy ja studiowałam we Wrocławiu Irena była na prawie w Krakowie i stąd miała koleżankę Mietkę i Marysię Demczukówne . Dlatego bywałyśmy czasem w Krakowie ,gdzie spędzałyśmy czas bardzo miło . Kiedyś na zabawie w olbrzymiej auli poznałam Kazia Urbańskiego ,miłego scenografa ,który miał w wyglądzie coś z arystokraty  . Zobaczyłam go na końcu sali i on mnie . Wtedy poprzez tłum doszedł do mnie aby mnie poprosić do tańca. Od tego czasu byliśmy przyjaciółmi . Często spotykaliśmy się w kawiarniach krakowskich z całym towarzystwem i rozmawialiśmy na przeróźne tematy a szczególnie dużo na temat sztuki i przez niego poznałam też wielu studentów z ASP. Tam pewnego razu go odwiedziłam i kiedy czekałam na niego jeden z malarzy namalował mnie ale miałam rude  włosy i brązowe oczy . Bardzo mi się podobał ten obraz w takiej konwencji i byłam na nim bardzo podobna . Później jak Kazik przyszedł posprzeczali się i ten  w złości go zamalował . Byłam niepocieszona . Kazik pisywał do mnie listy z ilustracjami ,które często podziwialiśmy z innymi kolegami  bo były pęłne humoru i przeróżnych karykatur. Przebywał jakiś  czas w Pradze ,gdzie studiował filmy rysunkowe  i znajomość się urwała na jaki czas a póżniej  wir nauki znowu mnie porwał .Był bardzo ciekawym człowiekiem ,pełnym pomysłów .
 Po takiej przerwie i pobycie w szpitalu musiałam nadrabiać zaległości ale zrobiło się tego bardzo duźo . Poszłam raz  zupełnie nie przygotowana a było to kolokwium z chemii . Wszyscy zdawali a ja się uczyłam w tym czasie na pamięć tylko tabelki ilustrującej jakie związki wchodzą w reakcje z innymi związkami i jakie powstaja nowe sole i ich kolory . Dostałam akurat takie pytanie i odpowiedziałam na celująco .Ktoś mi wtedy powiedział : no ,z taką pamięcią można studiować . Przeważnie jednak musiałam tęgo się przykładać.

Popularne posty z tego bloga

Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty

Część druga.Odcinek trzydziesty drugi

Część druga.Odcinek trzydziesty pierwszy