Część druga .Odcinek dwudziesty trzeci

Znowu jestem jak nowa, gotowa sprostać trudnościom których nawarstwiła się cała masa więc uczę się intensywnie aby nie pozostać w tyle . Mamy sporo pracy na róźnych katedrach bo z czasem doszły coraz to inne przedmioty, jak bardzo trudna fizjologia , chemia fizjologiczna ,mikrobiologia ,patologia ,anatomia patologiczna ,farmakologia i szereg innych ,które zawsze wiązały się z ćwiczeniami po których stopniowo trzeba było zdawać konieczne kolokwia .Czas leciał i upływał nam na żmudnej pracy i czasu wolnego było bardzo mało . Tylko w czasie wakacji  i przerw semestralnych miałyśmy chwilę oddechu i wtedy przeważnie ruszałyśmy w góry z kolegami lub same . W czasie jednej z takich wypraw zabłądziłyśmy ,zupełnie nie przygotowane, bo była piękna  pogoda ,aż tu nagle potężny mroźny wiatr i śnieżyca . Zawiało momentalnie wszystkie znaki na szlakach a mgła i zapadająca ciemność uniemoźliwiała rozpoznanie terenu . Widziałyśmy tylko drzewa oblepione śniegiem i nie miałyśmy pojęcia gdzie się znajdujemy . Dziwna rzecz bo  w tej całej lekkomyślości nie wierzyłyśmy ani na chwilę, że może się nam coś stać a przecież mogłyśmy przepaść bęz śladu i gdzieś zamarznąć ale takiej myśli wogóle nie dopuszczałyśmy . Robiło się coraz ciemniej a my dwie ledwo widziałyśmy siebię . Tylko wielkie szczęście nas uratowało ,że cudem dowlokłyśmy się do schroniska na Baraniej Gorze ,które było tuż ,tuź  ale zawieja powodowała że nie mogłyśmy go znaleźć .Od tej pory miałyśmy juź większy respekt przed górami ,z którymi nie ma żartów . Uznałyśmy, że takie doświadczenia były nam potrzebne aby znowu z zapałem podchodzić do coraz to nowych egzaminów i zaliczać stopniowo kolejne semestry . W ciągu tych pracowitych lat   nawet nie wiadomo kiedy rozpoczęły się juź zajęcia w klinikach i obecność była konieczna dla własnego dobra i nauki bo tego teoretycznie już się nadrobić nie dało .Mamy zwykle rozpisany grafik kiedy i w którym szpitalu i na jakim oddziale będziemy mieć zajęcia . Dotyczy  to klinik nie tylko w Bytomiu ale też w Zabrzu i Gliwicach bo nasza Śląska Akademia Medyczna obejmuje bardzo duźy obszar . Wszędzie trzeba dojechać co też jest bardzo czasochłonne .
Na wyźszych latach musimy pracować już jako p.o lekarze,więc po zaliczeniu ósmego semestru wyznaczono nam odpowiednie rejony w Polsce gdzie mieliśmy się opiekować grupą junaków z tzw  Służba Polsce . Była to młodzież często już po maturze . Chcieli to zaliczyć jako pracę społeczną aby zdobyć punkty ,umożliwiające łatwiejsze dostanie się na studia wyźsze.Wtedy to wyjechałam juź sama zgodnie z poleceniem  na taki obóz w piękne okolice Piły i rozmieszczono nas opodal rozległego jeziora ,którego głębokość sięgała nawet 40 m . W pierwszym dniu nie było wiadomo jeszcze gdzie będę mieszkać a wpadłam w najbardziej prymitywne warunki . Na miejscu była tylko kucharka i traktorzysta ,który podkradał się do mego pokoju i musiałam spać czujnie bo poźądliwy wyraz jego twarzy wyrażał jasno czego będzie ode mnie chcieć a nikogo nie było kto mógłby mnie ochronić . Powoli zaczęli się zjężdżać inni jak szefowa junaków ,barczysta jak mężczyzna z zawziętym wyrazem twarzy ze skłonnościami ,które późnięj stały się widoczne i zawsze budziły moje obawy. Także wreszcie wychowawca , z którym nigdy nie mogłam się porozumieć bo bełkotał niezrozumiałe wytrzeszczając oczy bo miał Chorobę Basedowa i trząsł się cały jak miał coś do zakomunikowania młodzieży ,która go jawnie lekceważyła . Nie było nikogo prócz tych młodych ludzi z którymi można było się porozumieć bo miałam nie byle jakie zadanie zorganizować Ambulatorium przyjęć ,skompletować potrzebne szczepionki i leki  na wszelkie moźliwe okoliczności a więc różne na tężec, uźądlenia pszczół ,os i innych insektów lub ukąszeń jadowitych węży np.żmiji. Z junakami pracowało mi się dobrze i byłam niewiele starsza od nich ale wyrobiłam sobie u nich respekt i wszystko co chciałam robili byle tylko im nie rozkazywać ,bo wtedy stawali okoniem . Przeprowadzałam więc w tym szumnie zwanym Ambulatorium badania wstępne i przeniosłam paru do lżejszych zadań ,bo nie nadawali się do ciężkiej pracy w polu czy też innych pracach w gospodarstwach . Kiedy był czas wolny chodziłam razem z nimi na kajaki a pewnego razu zbili tratwę z dwóch potężnych pni  za pomocą grubych żelaznych haków i wypuścili się na środek jeziora a ja z nimi .Ponosił ich temperament i w pewnym momencie tak rozhuśtali tratwę ,że się przewróciła i wszyscy znaleźli się w wodzie .Zaczęli nurkować szukając mnie bo wiedzieli ,ze nie umiałam pływać . A ja  całkiem nie wypadłam  tylko w ostatniej chwili uczepiłem się ramieniem tratwy i teraz spokojnie  fikałam nogami pod tratwą. Byli bardzo szczęśliwi jak to zobaczyli a ja razem z nimi , bo pozwoliłam na takie swawole a przecież byłam za nich odpowiedzialna. Był tam pewien chłopak zakochany we mnie ,który był zawsze na moje zawołanie na drobne przysługi jak przyniesienie wody itp .Mnie on teź się podobał ale nie mogłam się tym zdradzić więc trzymałam go na dystans . Kiedy przyszło do zakończenia tego turnusu ,zostałam tylko z ta szefową i wychowawcą bo musiałam pozdawać leki i rozliczyć się .Wtedy to zauwaźyłam ,że ta szefowa podeszła blisko do mnie i chciała mnie objąć . Na szczęście wszedł  jeden z ostatnich junaków i się cofnęła . Juź dawno wpatrywała się we mnie z dziwną miną tak że się nawet jej  trochę  bałam . Z tego okresu mam zdjęcia z janakami gdzie ja jestem w środku i teź inne jak np .osłuchuję jednego z nich słuchawkami .
Taka juź byłam, że nadal okropnie cierpiałam z powodu tego mieszkania ,któro ograniczało w znacznym stopniu moje wszystkie źyciowe poczynania ,toteź nie zapominałam ani na chwilę o usiłowaniach aby zdobyć choć trochę lepsze ,odrobinę bardziej komfortowe bo w tym trudno nam było żyć nie tylko mnie ale Tadziowi i Mamie także . Po wielu wiciach rozpuszczonych tu i tam wśród znajomych udało  się zamienić za dopłatą na dwupokojowe ,komfortowe na trzecim piętrze . Od tej pory mogłam już kogoś zapraszać. Irena była w lepszym połoźeniu bo przyjechały z mamą znacznie wcześniej . Dzięki temu miały 3 pokoje ,bardzo ładne ,rozkładowe z pęłnym komfortem i co   ważne ,czyste ,bez pluskiew .Jedyny mankament ,źe było na paterze i wymagało ciągłego sprzątania . W ogóle na Śląsku pył z kopalń i hut  bez przerwy osiadał na wszystkich sprzętach domowych a ponadto przez cały pobyt na Śląsku doświadczałam tzw. tąpnieć kiedy to nagły wstrząs powodował źe wszystkie kieliszki w szafkach dźwięczały i wydawało się, źe to trzęsienie ziemi . Trudno sie było do tego przyzwyczaić a moja Mama za kaźdym razem naglę się wzdrygała nie mogąc przywyknąć .

Popularne posty z tego bloga

Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty

Część druga.Odcinek trzydziesty pierwszy

Część druga.Odcinek trzydziesty drugi