Część druga. Odcinek dwudziesty piąty
Leźałam w tym szpitalu ponad miesiąc i jak mnie wypisywano dr Kiczka dając mi miesiąc zwolnienia ,ostrzegał mnie ,że mam bardzo słabe serce i że przejście nawet 500m to dla mnie jest za wiele . Inny z lekarzy powiedział mi natomiast ,że jestem bardzo silna biologicznie i dam radę pokonać wszystkie przeciwności losu . Tymczasem Olek przymierzał się już ,że wyniesie mnie na to trzecie piętro bo sama nie dam rady wejść . Nie chciałam czuć się zobowiązana i ledwo zdołałam dojść do Ireny mieszkania na parterze ,bo to w końcu ona pomogła mi wyjść załatwiając wszystkie towarzyszące formalności .U niej pobyłam parę dni i potem powolutku wdrapałam się na moje trzecie piętro, Na drugi dzień wzięłam kardiamid do kieszeni,który pewnie pomógł by mi tyle co umarłemu kadzidło i poszłam na piechotę do Chorzowa tj. 6 km .z myślą ,że wolę umrzeć od razu. Szlam ledwo żywa i czekałam kiedy upadnę ale szlam powolutku i nic . Nie umieram . Doszłam tak do centrum Chorzowa i uznałam,że to koniec trasy . Usiadłam wtedy w skwerku na ławeczce i uśmiechałam się . Ludzie patrzyli zdziwieni co ja się tak śmieję a ja się śmiałam do siebie ,że jednak zdałam egzamin i dostałam przepustkę do życia Wróciłam autobusem zadowolona ,źe się udało . To był dla mnie sprawdzian.Andrzej ,który zaraz przyszedł nie mógł uwierzyć co zrobiłam i zarzucał mojej Mamie,że na to pozwoliła,nie zdając sobie sprawy jakie to dla mnie niebezpieczne .Olek natomiast zasypuje mnie nadal listami z wyznaniami uważając ,źe powinnam wyjechać gdzieś na świeże powietrze bo to by mi dobrze zrobiło Chce abym z nim wyjechała bo zależy mu na mnie i chciałby abym wyzdrowiała . Przyrzeka ,źe będzie się mną opiekował i pokryje wszystkie koszty pobytu gdzieś w pensjonacie ,abym się tylko zgodziła . Nie wiem co zrobić bo Andrzej codziennie przychodzi do mnie i widać, że chyba mnie kocha chociaź nigdy tego wyraźnie mi nie powiedział. A moje uczucia to takie sobie ,mieszanka przyzwyczajenia ,że kogoś mam i miło mi jak widzę, że o mnie dba ale nie czuję się jakoś uskrzydlona, dlatego przyszedł dzień kiedy mu uczciwie powiedziałam , że doszłam do wniosku ,że go nie kocham i nie moźemy się więcej widywać . Przyjął to spokojnie i z honorem . Na odchodnym powiedział mi : No no abyś tego nie żałowała i tak rozstaliśmy się. A ja wyjechałam z Olkiem ulegając jego pokusom jakbym była zaczarowana . Mieszkamy w Wiśle w pensjonacie gdzie mamy wszystkie wygody . Codziennie rano wychodzę na taras zalany słóńcem i sasłuchana w śpiew ptaków czuję się szczęśliwa jak nigdy z jednej strony a z drugiej nie mam na to siły bo ledwo powłuczę nogami i co chwila robi mi się tak słabo że znowu wydaje mi się ,źe to moje ostatnie chwile źycia . Olek podtrzymuje mnie na duchu i pomaga mi przy róźnych najprostszych czynnościach przy ubieraniu a ja pewnego razu nie mogłam po sobie spuścić wodę w łazience tylko upadłam jak długa a serce chyba na chwilę przestało mi bić . Takich momentów na początku było dosyć duźo i wątpiłam czy kiedykolwiek poczuję się lepiej,bo też nic nie mogłam jeść mimo ,źe jedzenie było bardzo dobre w tym pensjonacie. Aby nie męczyć mnie zbytnio ale bym miała możliwość oddychać górskim powietrzem Olek zamawiał doroźkę i tak jechaliśmy serpentynami pod górkę z początku dużymi okrążeniami a w miarę jak było coraz wyźej okrąźenia były już malutkie aź w końcu stawaliśmy na szczycie . Czułam się jakbym zdobyła Himalaje . Stopniowo te zasłabnięcia ustępowały i mogłam chodzić na spacery . Chodziliśmy wyglądając zapewne jak w Balladach i Romansach Mickiewicza ,parafrazując tekst :”...i ona dawała mu z kosza maliny a on jej kwiaty do wianka . Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny ,pewnie to jego kochanka” . Po dwóch tygodniach poczułam się trochę tylko lepiej . Wszystko nadal ,nawet najmniejszy wysiłek dużo mnie kosztował . Wróciłam do zajęć bo musiałam . Wkrótce dowiedziałam się ,że w czasie naszej nieobecności przyjechała z Warszawy żona Olka . Powiedział mi to pewien lekarz ,ktory widział to moje gardło i dotarły do niego plotki o mnie i o Olku .Dodał przy tym : „ a wie pani że ona jest do pani bardzo podobna „ A więc to tak ?! Trudno sobie wyobrazić moje zaskoczenie . A ja myślałam ,źe znalazłam człowieka, w którym mogę znaleźć oparcie mimo opinii o nim ,która w moim mniemaniu wówczas była niesprawiedliwa bo jego całe zachowanie przeczyło temu. I to ja ,która zawsze myślałam ,że stać mnie na to aby mieć wolnego mężczyznę i nie wchodzić w czyjeś źycie , wyraźnie wpadłam . Wszystko we mnie zawrzało . Musiałam się otrząsnąć jak ze złego snu. Była to karygodna naiwność zaufać mu . Nie pomogły żadne jego tłumaczenia ,zaprzeczenia i kłamstwa . Juź mu nie wierzyłam i natychmiast zerwałem rozgoryczona ,rozczarowana i przestałam się do niego oddzywać .Miałam teraz waźniejsze problemy bo wszyscy mnie teraz wyprzedzają w egzaminach i Irena również . Terminy egzaminów mi poprzepadały bo się nie zgłaszałam a nowych profesorowie nie chcą mi dać . Idę to Dziekana prof . Deloffa a ten mówi mi : no trudno była pani chora ,ja to rozumiem ale w takim razie musi pani pwtarzać rok, innego sposobu nie widzę, bo zostały pani najpoteźniejsze egzaminy a czas jest zbyt krótki aby to nadrobić ,więc ja pani żadnego nowego terminu dać nie mogę ! „ . Nie dał mi wogóle dojść do słowa i powiedział tylko „ skończyłem ,proszę załatwić formalności w sekretariacie .Jeżeli jeszcze nie umarłam to mogłam to teraz zrobić . Nie wiem nawet jak wyszłam ,zupełnie poraźona jego takim nieodwołalnym stanowiskiem .
...
...