Część druga . Odcinek dwudziesty czwarty
Jadąc na ten obóz z junakami ,planowaliśmy ,źe będziemy się wzajemnie odwiedzać z naszymi kolegami którzy pracowali w innych tego typu ośrodkach często w niewielkiej odległości ,ale to nie było moźliwe bo nie mieliśmy odpowiedniego środka lokomocji, co najwyżej liche furmanki a drogi były kiepskie . Ponadto nie mogliśmy opuszczać tego miejsca bo mogło się coś wydarzyć w czasie naszej nieobecności i było to ryzykowne . Tak więc trzeba było dotrwać do końca . Po zamknięciu wszystkich spraw ruszyłam w drogę powrotną tak jak i inni z końcem turnusu. Wówczas to spotkałam kolegę Andrzeja Godlewicza ,którego ledwo znałam bo był w innej grupie. Nigdy teź nie zwracałam na niego specjalnej uwagi a teraz jednak ucieszyłam się ,że będziemy wracać razem a nie ja sama . I tak powoli po bliższej rozmowie zadzierżgnęła się między nami jakaś bliższa niewidzialna nić symapatii i zmieniliśmy plany . Zamiast do domu pojechaliśmy do Mielna gdzie wynajęliśmy ładny pokój z werandą a potem popuszczaliśmy cugle naszego dobrego humoru na parkietach lokali w Międzyzdrojach, gdzie tańczyliśmy do upadłego chcąc zapewne zrekompensować sobie ten czas pobytu z junakami . Andrzej był wysoki ,męski i wysportowańy i miał jakby trochę skośne oczy .Spedziliśmy miło ten czas bo lato było piękne więc kąpaliśmy się w zawsze zimnym Bałtyku i opaliłam się wtedy na brzoskwinkę . Czułam ,że jestem ładna i mu sie podobam. Potem pojechaliśmy do Poznania do jego starych przyjaciół a tam przyjęcia i dancingi a ja miałam tylko spodnie a pokazać się w nich wtedy na wieczorku to trąciło niemal skandalem .Jego przyjaciel jak i jego piękna żona byli niedawno po ślubie . Czułam się świetnie w ich towarzystwie i na dancing poszłam ,ale w sukience poźyczonej od pani domu ,aby nie szerzyć zgorszenia.Pewnego razu jednak przeszłam ulicą w spodniach na wysokim obcasie i myślałam ,że mnie zlinczują . Słyszałam gwizdy i okrzyki . Całe szczęście ,że towarzyszył mi Andrzej . Tak to wtedy bywało ,aż trudno w to uwierzyć .Po powrocie trzymamy się razem i chodzimy na różne koncerty lub do kina ale teraz z Ireną i również kolegą Andrzeja . Wróciliśmy znowu do cieźkiej pracy bo rozpoczynał się już piąty rok studiów. Teraz mamy stare i nowe przedmioty i ćwiczenia . Andrzej często mnie odwiedza bo odważyłam się na to teraz kiedy już mam trochę lepsze mieszkanie . Myślę ,że jego to najmniej obchodziło jak ja mieszkam . Wiem od wszystko wiedzących koleżanek ,źe Andrzej to miał w Katowicach 10 pokoi,dosłownie ,bo to była rodzina bardzo ustosunkowana , nie sądzę aby wynikało to z zasług partyjnych ,znając poglądy Andrzeja . Katowice przed wojną były polskie więc mogli być już wtedy zamożni . Andrzej miał też młodszą siostrę Gabryśkę ,którą bardzo kochał i często o niej mówił jak ja o moim bracie. Zdawać by się mogło,że Irena i ten kolega będą się mieć ku sobie ale tak nie było ,więc potem już bywaliśmy tylko niekiedy gdzieś razem. Zdarzyło się ,źe do naszej grupy dołączył już od dłuższego czasu niejaki Aleksander Dandeurian ,który był z pochodzenia Irańczykiem ,mówili o nim ,że to Pers. Urodził się już w Polsce i był w naszym wieku . Podobał się wszystkim dziewczynom a ja raczej stroniłam od niego bo miał opinię uwodziciela . Był rzeczywiście bardzo przystojny a nawet urodziwy . Juź od pewnego jednak czasu zaczął mnie adorować . Przynosił mi kwiaty,przynosił poezje i cały czas kręcił się koło mnie i Irki . Podobał mi się ,ale cały czas próbowałam trzymać się od niego z daleka ,aż tu nagle ten staż z ginekologii i połoźnictwa i widzimy się codziennie . Obowiązywał nas rygor pozostawania w szpitalu przez cały czas trwania tego stażu tak ,że nie wolno nam było nigdzie wychodzić . Zaczęłam się znowu źle czuć . Obudziłam się pewnego piątku bo trochę pobolewało mnie gardło ale miałam tylko 37,2 a nie jak zwykle około 40 stopni . Patrzę , a w gardle białawe lite naloty na migdałkach . Od razu pomyślałam : błonica , ale Irka i wszyscy koledzy i także lekarze zaglądali mi do gardła i powiedzieli mi : ach to nic ,popłucze pani gardło i przejdzie i dawali mi coraz to inne leki do zażywania .Ja się jednak czułam coraz gorzej i uważałam , że z takim gardłem nie mogę iść na porodówkę. Pewnego dnia mimo , źe nam zabroniono wyrwaliśmy się na trochę do Kawiarni „Ludowa” .Byla ona najbardziej znana i przez wszystkich odwiedzana bo znajdowała się a centrum Bytomia. Tam rozbawieni dajemy sobie powróżyć cygance, która nagle się zjawiła . Kiedy podeszła do mnie , powiedziała : A ty jesteś ciężko chora i idż do szpitala . A patrząc na Olka ,powiedziała : a na niego to uważaj. Wtedy to ledwo wróciłam razem z innymi i wtedy żartowałam, że na moim pogrzebie to Irenka moja przyjaciółka będzie niosła mój wianuszek na poduszce jako pierwsza . Pojechałam do Szpitala Zakaźnego ,który był nie daleko . Przyjmował mnie dr Kiczka i rozpoznał błonicę . Kazał mi iść do domu abym się przebrała bo szkoda mego futra jak się zniszczy przy dezynfekcji . Ubrałam wtedy dywetynową kurtkę Tadzie a w szpitalu podano mi od razu surowicę przeciw błoniczą ,którą powinnam dostać pierwszego dnia a tak opóźnienie odbiło się na mnie bo bardzo cięźki był przebieg. Nikt z rodziny nie mógł mnie odwiedzać .Mogli tylko stać pod szpitalem i pomachać mi ręką. Tylko,lekarzom było wolno ,więc odwiedzali mnie Irena ,Andrzej i Olek ,który rywalizował z Andrzejem aby wyjść ostatni ode mnie .Przypatrywał się temu dr. Kiczka i uśmiechał się pod nosem. Olek przychodził i czytał mi poezje i inne książki .Dawał mi też codzień list z wyznaniami uczucia do mnie a Andrzej jak wychodził to ze zdenerwowania zawadzał o inne drzwi do wyjścia . A ja byłam tak chora,źe było mi wszystko jedno . Pewnego razu krzyknęłam na wizycie :umieram i czułam jak się zapadam głęboko ,coraz głębiej a dookoła tylko mgła . Dr Kiczka razem z innymi odratowali mnie wtedy ale byłam tak słaba ,że nie mogłam samodzielnie siedzieć na basenie bo się przewracałam. Dr Kiczka miał dobry wpływ na mnie , umiał mnie podtrzymać na duchu ale późnięj miałam żal do niego bo sprowadził studentów do mnie bo to była klinika i studenci mieli prawo badać pacjentów.
.
.