Część druga.Odcinek ósmy
W Zgorzelcu na ul Traugutta 17 w pięknym ,luksusowym poniemieckim domu witają mnie serdecznie potężnej postury Stryj Józek, najmłodszy brat mego Taty i dorównująca mu wzrostem Stryjenka Gabriela oraz mały czteroletni Henio . Odrazu zakłuł mnie w oczy ogromny kontrast w porównaniu z naszym mieszkaniem. Widać było dbałość o każdy szczegół w urządzeniu kilku pokoi na pietrze i na parterze ,wyposażonych w prześliczne rzeźbione meble i stojące tam też 2 fortepiany nie nastrojone bo nikt na nich nie grał. Na parterze odgrodzona od części mieszkalnej znajdowała się Kawiarnia o nazwie „Nasza” ,która spełniała również a nawet raczej rolę restauracji bo Stryjenka zajmowała się kuchnią i były tam serwowane potrawy na gorąco . Chodziły słuchy w rodzinie że Stryj będąc w Niemczech na robotach w Chemnitz tam się ożenił i przywiózł to wszystko do Polski. Część równie pięknych mebli i prawdopodobnie też jeszcze jeden fortepian umieścił w Sanoku u Stryja Tomka w tym domu który Tomek poszerzał i dobudowywał całe życie . Z czasem te meble poniszczyły się bo nie miały odpowiedniej temperatury .Teraz oglądając to wszystko byłam zachwycona .Miałam dużo swobody, wspaniałe jedzenie i miły pokoik . Mój Stryjek lubił się bawić więc niejednokrotnie zabierał mnie do swojego towarzystwa aby mi pokazać ciekawe miejsca w Zgorzelcu a wracając późno stawiał stryjenkę w niezręcznym położeniu goszczenia nowych kilku gości. Ja natomiast zabierałam rower i szalałam na nim codzień odwiedzając przeróżne okolice . Nie umiałam jeszcze dobrze jeździć bo kiedyś będąc w Sanoku ledwo się trochę nauczyłam i pewnego razu zawiodły hamulce a ja jechałam z pobliskiego Rymanowa a potem droga wiodła z górki do stacji kolejowej gdzie właśnie zamykano rampę i trzeba było przystanąć a mój rower pędził tak ze nie zdążyłam i musiałam przejechać ledwo pod rampą i to przeżycie zostało mi w pamięci bo najadłam się wtedy dużo strachu. Teraz tutaj podkusiło mnie pewnego dnia aby w lesie ominąć napis zabraniający dalszą jazdę bo to była już granica z Niemcam a ja mimo tego pojechałam dalej będąc ciekawa jak tam jest . Potem opamiętałam się i szybko zawróciłam . W czasie późniejszej rozmowy pochwaliłam się Stryjkowi o tej mojej przygodzie ale Stryjek się zdenerwował mówiąc „Dziewczyno coś ty zrobiła ? Czy zdajesz sobie sprawę co by było gdyby zobaczyła Cię straż graniczna ? Nie tylko zabrali by rower ale także ja musiałbym się tłumaczyć a teraz zobacz co tu mam w rym rowerze ” i zaczął wyciągać ku mojemu zdumieniu złote dolarowe monety ,które wypełniały szczelnie metalowe rurki . Wyjaśniał mi później że zrobili to bo nie czuli się pewnie jak tu przyjechali na te Ziemie Odzyskane i żyli w niepewności czy pewnego dnia nie będą musieli wyjechać bez niczego i dlatego chcieli się zabezpieczyć i obydwa rowery wypełnili tym co najbardziej wartościowe a rowerami można szybko uciec. Pomyślałam o rowerach mego Taty ,które zarekwirowało polskie wojsko zaraz na początku wojny ale już nic nie powiedziałam tylko zastanowiłam się czy można przywiązywać się do swojej własności ,choćby nie wiem jakie miała znaczenie ,czy tylko symboliczne czy też realne w kosztownościach ,które można spieniężyć w razie nagłej potrzeby . A więc wszystko jest ulotne ! To może żyjmy i cieszmy się każdym dniem bo nic nie jest pewne i zagwarantowane. W czasie tego pobytu odprężyłam się psychicznie i przestałam się dręczyć . Przed wyjazdem tutaj pewna Mamy znajoma zrobiła mi piękny blezer z ciekawym wzorem przedstawiający motyle w kolorze żółtym na brązowym tle,w którym teraz wszędzie paradowałam i mam zdjęcie w nim właśnie stojąc na stopniach tej kawiarni z widocznym napisem „Nasza” . Moja korespondencja ze Zbyszkiem urwała się bo zaambarasowana wyjazdem zapomniałam dać mu mój adres a jego obecny nie znałam . Zwykle najbardziej dotykają nas sprawy które dzieją się w rodzinie . Mama niekiedy zagłębiając się we wspomnieniach odsłaniała mi niektóre fakty . Opowiadała ,że majątek mojej sanockiej Babci, który opiewał na wiele morgów, został sądownie podzielony na wszystkie dzieci Babci i ich rodziny tj. Na pięciu synów : Janka ,Tomka, Michała ,Józka i Wojtka mego Tatę i na dwie córki Teklę i Kasie ,która mieszkała w Ameryce . My więc też mieliśmy dostać przypadającą dla nas część ,jednakże czas wojny i te wszystkie niepokoje uniemożliwiły aby ktokolwiek z nas się tym zajął. Mama po śmierci męża nie mogła bo sterana życiowymi wypadkami nie miała do tego głowy a my z Edkiem byliśmy zbyt młodzi a z resztą Edka później już nie było a ponadto nie wiedzieliśmy o niczym . Według opowieści Mamy było tak ,że pewnego razu Stryjek Józek zagaił w rozmowie z Mamą ten temat w sposób ,który Mama uważała za obraźliwy bo zamierzał poprzez prawienie jej komplementów przypodobać się i ugrać dla siebie jej zgodę aby zrzekła się przypadającej na nas część . Mama nie mogła mu tego zapomnieć a tak się póżniej stało że ktoś z rodziny zabrał nam ten kawałek ziemi i nawet nie wiemy kto ale ta rozmowa z Józkiem dawała do myślenia . Myśmy nic nie dostali nawet żadnego ekwiwalentu, a inni pobudowali sobie domy na tych ziemiach podczas gdy my męczymy się teraz w warunkach tak prymitywnych . Jakże przydałaby się nam teraz jakaś własna ziemia w Sanoku .Mama czuła zawsze ogromny żal za to wszystko bo uważała źe też powinniśmy dostać to co się nam należało i moglibyśmy tam przebywać kiedy przyjdzie nam na to ochota. Wszystko jednak minęło i nie wiadomo już kogo za to winić bo wojna każdego zniszczyła.