Część druga . Odcinek pierwszy
Z mieszanymi uczuciami żalu oczekiwania i lęku przed przyszłością ale także przemożną ulgą jechaliśmy w nieznane zapamiętując śmigające przed oczami krajobrazy tonące w południowym słońcu które wryły się w pamięć na zawsze. Podróż dłużyła się a ja niecierpliwie chciałam aby już wszystko było jasne bo bałam się rozczarowania . Wkrótce przekroczyliśmy granice i znaleźliśmy się w Polsce . Odetchnęłam świadoma że już klamka zapadła i pogrążyłam się w marzeniach jak to teraz będzie.Moje różnorakie rozmyślania przerwał Tadzio który coraz bardziej rozpalony wiercił się niespokojnie we śnie . Od czasu wyjazdu spał cały czas co napawało mnie strachem że poważnie się rozchorował bo temp. mu rosła mimo leków przeciwgorączkowych i bolało go gardło które było bardzo zaczerwienione. Mama kurowała go jak zwykle okładami rozgrzewającymi na szyję z mieszanki spirytusu pół na pół z woda co zwykle pomagało ale tym razem jednak stan Tadzia się pogarszał. Zbliżaliśmy się do Rzeszowa i na stacji roiło się od ludzi którzy wcześniej wyjechali i już się zadomowili na nowym miejscu a teraz witali nas serdecznie przynosząc różne dobre rzeczy do jedzenia . A my wygłodniali poczuliśmy ze jesteśmy w naszym kraju wśród swoich. Rozmawiano szybko, intensywnie przeskakując z tematu na temat bo czasu było mało. Tymczasem Mama wypatrzyła kilka swoich znajomych jak p.Szczygieł i p. Finerową z córkami . Pamiętałam jedną z bliźniaczek Tolkę Finer z którą chodziłam do szkoły i bardzo lubiłam .Zapraszali nas aby tu zostać ale my chcieliśmy jechać dalej docelowo do Wrocławia razem z innymi . Los jednak chciał inaczej. Lekarz po zbadaniu Tadzia kazał nas wyładować podejrzewając błonice .W wielkim pośpiechu zawieźli nas wraz z całym bagażem tych 5 pak do jednostki PUR tak że nagle znaleźliśmy
się w wielkiej sali gdzie wydzielono nam miejsce akurat tyle aby można się było położyć po czym zostawiono nas samym sobie .Miejsca było mało i bliskie sąsiedztwo innych obcych ludzi nie skłaniało do optymizmu . Nie pora jednak aby się roztkliwiać nad trudnymi warunkami bo ważne jest ratowanie dziecka. Nie patrząc na nic porwałam na ręce Tadzia owiniętego w kocyk i pobiegłam ledwo żywa bo Tadzio był ciężki do wskazanego przez ludzi szpitala. Tu spojrzałam z przerażeniem jak wynoszą z jednego z pokoi jakiegoś nieszczęśnika nakrytego prześcieradłem . Rozejrzałam się za lekarzem czy pielęgniarką ale korytarze ziały pustką i nikogo z białego personelu nie było.Opodal siedzieli opuszczeni pacjenci z minami pełnymi rezygnacji którzy zagadnięci nic nie wiedzieli. Nie widząc widoków na jakąkolwiek pomoc zabrałam z powrotem Tadzia dźwigając i płacząc po drodze a kiedy tak biegłam załamana zobaczyłam jak właśnie nasz pociąg odjeżdżał ze stacji w Rzeszowie. Poczułam się osamotniona ze świadomością że nie daję rady i nie mogę na nikogo liczyć i bardzo mi to ciążyło.
się w wielkiej sali gdzie wydzielono nam miejsce akurat tyle aby można się było położyć po czym zostawiono nas samym sobie .Miejsca było mało i bliskie sąsiedztwo innych obcych ludzi nie skłaniało do optymizmu . Nie pora jednak aby się roztkliwiać nad trudnymi warunkami bo ważne jest ratowanie dziecka. Nie patrząc na nic porwałam na ręce Tadzia owiniętego w kocyk i pobiegłam ledwo żywa bo Tadzio był ciężki do wskazanego przez ludzi szpitala. Tu spojrzałam z przerażeniem jak wynoszą z jednego z pokoi jakiegoś nieszczęśnika nakrytego prześcieradłem . Rozejrzałam się za lekarzem czy pielęgniarką ale korytarze ziały pustką i nikogo z białego personelu nie było.Opodal siedzieli opuszczeni pacjenci z minami pełnymi rezygnacji którzy zagadnięci nic nie wiedzieli. Nie widząc widoków na jakąkolwiek pomoc zabrałam z powrotem Tadzia dźwigając i płacząc po drodze a kiedy tak biegłam załamana zobaczyłam jak właśnie nasz pociąg odjeżdżał ze stacji w Rzeszowie. Poczułam się osamotniona ze świadomością że nie daję rady i nie mogę na nikogo liczyć i bardzo mi to ciążyło.