Odcinek siódmy
Wejście regularnej armii Wehrmachtu poprzedziły Ukraińskie Bataliony co jeszcze bardziej rozzuchwaliło Ukraińców spodziewających się że już teraz ich pragnienia aby mieć wolną Ukrainę nareszcie się spełnią. Teraz po licznych bombardowaniach i nieprzespanych nocach chcieliśmy odetchnąć szczęśliwi ,że nie musimy się już kryć. Spokój ten był jednak pozorny bo wiedzieliśmy,ze nowy wróg się pojawił i zastygliśmy w oczekiwaniu co się teraz stanie. Wkrótce zobaczyliśmy żołnierzy niemieckich w mundurach bez zarzutu i pewnych siebie. Bardzo się różnili od poprzednich najeźdźców swoim wyglądem lecz tendencje ich były takie same. Chcieli zniszczyć polską inteligencję. Zamiary te były zbieżne z interesami Ukraińców którzy chcieli całkowitej depolonizacji tych ziem a przede wszystkim Lwowa. Wkrótce ,bo już na samym początku okupacji poraziła nas wiadomość ze nad ranem 4-tego lipca 1941 roku zastrzelono wielu profesorów, wykładowców wyższych uczelni , znanych ,zasłużonych lekarzy i prawników na Górze Kadeckiej . Policja Bezpieczeństwa III Rzeszy wraz z grupą Ukraińców zwanych Nachtigal ,zjawili się w ich domach i wyciągając z łóżek zawieźli na te Wzgórza Wuleckie i tam mając już listę sporządzoną przez ukraińskich studentów dokonali egzekucji. Minęło sporo czasu a my nadal borykamy się z trudnościami w zaopatrzeniu w żywność tak bardzo potrzebną dla naszego Taty i Tadzia. Wszystkie moje siły i uczucia koncentrują się wokół bolesnej sprawy choroby mojego Taty ,który z dnia na dzień słabnie coraz bardziej bo choroba postępuje i nic nie pomaga . Tata po wielu tygodniach w końcu wezwał swojego brata Tomka aby razem z moim kuzynem Staszkiem przyjechali i zabrali go do Sanoka , ponieważ obawia się zarazić Tadzia a także dlatego ,że spodziewa się tam lepszego wyżywienia . Pewnego dnia z bólem serca żegnając go widziałam mego kochanego Tatę po raz ostatni . W Sanoku siostra Taty Tekla chodziła kilometrami aby zdobyć jajka czy inne produkty w odległych wsiach. Mimo wszelkich starań Tata czuł się coraz gorzej . Pisałam do niego codziennie sążniste listy o tym co się u nas dzieje bo Mama zapracowana nie miała czasu i była zbyt zmęczona. Tata mój bardzo czekał na moje listy ,zawsze byłam jego kochaną córeczką . Po kilku miesiącach dostajemy wiadomość ze Tata dostał masywnego krwotoku i zmarł . Było to 17 lipca 1942 roku a ja właśnie niedawno skończyłam 13 lat Pojechaliśmy na pogrzeb i ja całując go na pożegnanie ,widziałam cienką strużkę zakrzepłej krwi na jego twarzy.Ten widok pozostał w mojej pamięci na całe życie . Zdawało mi się że żal rozsadzi mnie . Patrzyłam na moją Mamę w czarnej sukience z narzutką w kapeluszu z upiętą krepą , która smutna trzymała za rączkę Tadzia ,takiego jeszcze nieświadomego i bezbronnego ,ubranego w biały komplecik z włóczki. Jak biedna miała głowę na to wszystko . Brat mój Edward co chwila wycierał ukradkiem łzy. Tak to z sercem porozdzieranym na strzępy wracamy do Lwowa. Ach Tatusiu mój kochany byłeś za młody aby odejść , jaki los niesprawiedliwy że zabrał nam Ciebie ! Tak niedawno pamiętam jak szliśmy razem w niedzielę do kościoła św.Marii Magdaleny . Edward służył do mszy a Mama słuchała chóru chłopców który tak lubiła. Szliśmy potem do cukierni opodal. Ty Tatusiu w odświętnym wojskowym mundurze w pelerynie z dyndającym kordzikiem u boku a Mama w ślicznej sukience w kolorowe groszki na granatowym tle, w kapeluszu przystrojonym kwiatkiem i ja w terakotowej sukience z białym kołnierzykiem . Teraz zostawiłeś nas w tym strasznym okresie a miałeś dopiero 42 lata a Mama moja ma tylko 40 lat i została sama na wiele lat .Nie chciała nikogo innego. Był taki pan Fiałkowski z z naszej ulicy ,bardzo chciał Mamę za żonę. Przychodził z kwiatami ale mama wolała być sama i poświęciła się nam . Cześć Waszej pamięci! Szczęście Wasze trwało tak krótko. Czytałam Wasze listy z nagłówkami : Kochana Nelusieńko ,Kochany Tusiuniu . Zniszczono Wasze życie i moje też. Tymczasem sytuacja jest coraz gorsza i panuje ogólne przygnębienie bo na domiar wszystkiego jest głód .Teraz ludzie starają się gorączkowo znaleźć powinowactwo z Niemcami u swoich przodków a wszystko dlatego aby zdobyć odpowiedni status Folksdeutscha lub Reichsdeutscha w zależności od stopnia pokrewieństwa ,aby mieć możliwość kupowania w nowo powstałych i dobrze zaopatrzonych sklepach tylko dla Niemców. Pewnego dnia doznaliśmy szoku bo oto niespodziewanie kiedy wyjrzeliśmy przez okno widzimy naszego sąsiada z naprzeciwka pana Sztekera w mundurze Gestapowca . Pierwszy zauważył go Edek i przywołał nas . Nie mogliśmy uwierzyć . Jak to ,to przecież Polak ?! Znaliśmy go tak dobrze. Tuż przed wojną pan Steker przychodził do nas i grywał w szachy z moim Tatą. Panowała wtedy moda na zjawiska paranormalne,która wszystkich naszych sąsiadów bardzo pasjonowała. Opowiadano sobie przeróżne historie o duchach. Niemal prześcigano się aby opowiedzieć jak najstraszniejsze swoje przeżycie. Postanowiono wywoływać duchy nieżyjących znanych osób np .Marszałka Piłsudskiego lub innych ważnych osobistości aby ich zapytać co zdarzy się w przyszłości. Pamiętam jak zasiadano w naszym środkowym pokoju z balkonem przy okrągłym stole w kilka osób ,kładziono dłonie na stole i stykano się najmniejszymi palcami z sąsiadujacymi osobami siedzącymi dookoła. Zadawano pytanie przy zapalonych świecach ,które rzucały tajemnicze cienie na ścianach. Nastrój grozy potęgował się i w ciszy pełnej napięcia wmawiano sobie że stół się poruszał i strzałka wymalowana na talerzyku ustawionym na środku zatrzymywała się na "tak "lub "nie" wydrukowane na podłożonym białym kartonie ,który był wycięty w kształcie koła i był większy od talerzyka o ca 10 cm w obwodzie.. Te rzekome odpowiedzi były zwykle po myśli obecnych i w ten sposób budowano swoje nadzieje np że wojny nie będzie , że Hitler na Polskę nie napadnie itd bo głównie taki problem zaprzątał nam głowy. Takimi to mrzonkami karmili się Polacy i zapewne nasz Rząd który do ostatniej chwili prawdopodobnie nie patrzył realistycznie na zagrożenie Często wtedy słuchaliśmy naszego radia i potężnych ryków Hitlera od których ciarki chodziły nam po plecach. Niedługo mieliśmy się przekonać jaki los nas czeka. Jeszcze rok temu zanim wkroczyli Niemcy w mojej klasie było kilka Żydówek , były raczej bardzo biedne . Przychodził tez smagły ładny chłopak zawsze boso ,był chyba Cyganem ,co mnie wówczas dziwiło ,że są ludzie tak biedni ,że nie mogą kupić dla siebie butów. Po pewnym czasie przyszła do nas nowa koleżanka Aleksandra Górecka . Nazwisko to jak później sądziłam nie było jej prawdziwe. Utworzyły się u nas dwa obozy i ja stanęłam po stronie tej Leśki. Wkrótce się z nią zaczęłam przyjaźnić. To była Żydówka ale wyglądała jak Aryjka. Czas płynął i wkrótce jak wtargnęli Niemcy widziałam ,że mieszkając tylko z matką nie wiedzie się im dobrze. Matka jej jak przychodziłam zawsze podawała Leśce dwa sadzone jajka ,zapewne cudem zdobyte bo dalej było ciężko aby cokolwiek kupić Kiedy pytałam o jej ojca ,mówiła mi ze był filatelistą ale nie dowiedziałam się co się z nim stało. Leśka miała głowę do interesów i chciała pomóc matce. Chodziłam więc z nią i stawałyśmy w kolejkach aby kupić chodliwe wówczas drożdże aby później sprzedać je w innym sklepie po wyższej cenie. Moją część zarobku oddawałam Leśce. Po skończonej „pracy” a mróz był wtedy trzaskający, szłyśmy do kawiarni zziębnięte i piłyśmy gorącą herbatę . O! Jakże nam smakowała . Były to nasze najwspanialsze chwile wytchnienia i długich rozmów . Już wtedy zaczęły się prześladowania Żydów i matka jej mając typowy wygląd Żydówki w obawie o życie wyjechała do Warszawy i zatrudniła się w polskim zaprzyjaźnionym domu u pani ...i tu zapomniałam nazwiska choć wiele razy pisałam wtedy na ten adres a poczta wówczas funkcjonowała sprawnie. Wysyłałam same expressy i dostawałam listy nawet przez gońców , którzy czasami w nocy przywozili przesyłki na rowerach do mojej odległej dzielnicy. Leśka też była zmuszona wyjechać. Pisała mi że trzymano ją na Pawiaku na przesłuchaniu godzinami z głową przechyloną do tylu ale ją wypuszczono , mimo to robiło się coraz niebezpieczniej . Leśka bała się wracać do swojego mieszkania na ul Potockiego i prosiła mnie abym tam poszła i zabrała co cenniejsze rzeczy, prosiła aby zabrać też książki. Kiedy tam poszłam mieszkanie było już zaplombowane . Zdarłam plombę wiedząc co mi za to grozi, bo na pewno zastrzeliliby mnie jak psa. Zabrałam walizkę ,już spakowaną i te książki . Serce łomotało mi w panicznym strachu ale postanowiłam zachować zimną krew. To była kamienica z arkadami i tam wśród tych arkad mieściło się to mieszkanie na parterze ,malutkie i bardzo skromne . Leśka na pewno pochodziła z bogatej rodziny kiedyś a teraz była zmuszona tak mieszkać .Co sił popędziłam dźwigając te rzeczy do cioci Leśki ,pani Modrzewskiej , również Żydówki z bardzo typowym wyglądem ,która mieszkała razem z siostrą w pięknym kilku pokojowym ,luksusowym mieszkaniu mieszczącym się kilka domów dalej na tej samej ulicy. Pani Modrzewska od niedawna zaczęła udzielać mi lekcji niemieckiego . Dziwne było dla mnie zawsze ,że mieszkał u niej oficer niemiecki pan Grunewald ,który ich nie zdradził i one przeżyły wojnę . Kiedy byłam już w Polsce ,długo z nią korespondowałam. Ta skromna znajomość niemieckiego ,ograniczająca się do kilku zwrotów i słów bardzo mi się później przydała . Z Leśką,która była razem z matką w Warszawie ,korespondowałam jakiś czas a potem przestała odpowiadać i nie wiem nic o jej losie. Natomiast we Lwowie ukazała się odezwa nakazująca Żydom noszenie gwiazdy Dawida na ramieniu .