Odcinek szesnasty
Obecnie bombardowania były bardzo intensywne ,przeważnie nocą i trwały po kilka godzin. Nie mieliśmy chwili wytchnienia. Nie można się wyspać ani spokojnie zjeść. Strach wychodzić z domu bo gdyby się zaczęło trzeba myśleć gdzie się schronić. Czuję się przygnębiona jak nigdy. Pewnego razu siedząc w domu widzę jak okno u pana Steckera otwiera się nagle na oścież i mały Gienio wychyla się i krzyczy na cały głos : " mój tata robi w spodnie , mój tata robi w spodnie " i znowu jak kiedyś wsłuchuje się w rozchodzące się echo. Okno natychmiast z trzaskiem zostało zatrzaśnięte przez jego matkę a ja miałam ubaw jak nigdy i całe moje przygnębienie pierzchło w niepamięć . Pomyślałam : no ,panie Stecker ma pan problem i zrobiło mi się radośnie na duszy. Nasza szkoła artystyczna została rozwiązana a ja w ostatnim czasie zaczęłam się tam przyjaźnić z koleżankami Kryśką Benson i Elą (nazwiska nie pamiętam). Obie mieszkają na Łyczakowie czyli na drugim końcu miasta. Często przebywam z nimi bo jest tam wesoło . Elka ma pięciu braci i wszyscy na czymś grają. Ponadto nastawiamy gramofon z wielką tubą na korbkę i słuchamy różnych starych przebojów a także inne ulubione z filmów ze zdartych już płyt. Kryśka jest bardzo uzdolnioną artystką ale ma chorego ojca i musi jakoś zarabiać na życie. Przyszłam do niej przed Świętami Wielkanocnymi i zastałam jej całe mieszkanie pełne gipsu na wszystkich meblach . To Kryśka odlewa w gipsie wymodelowane wcześniej w glinie baranki na sprzedaż. Z zapałem pomagam jej i przy okazji robimy jeszcze zajączki . Naprodukowałyśmy chyba z dwieście baranków i prawie tyle zajączków ,które jeszcze trzeba było pomalować i zatknąć każdemu barankowi biało czerwoną chorągiewkę. Potem razem także z Elką i jej braćmi sprzedajemy . Poszły jak woda . Po tym wszystkim byłam umęczona i ręce mnie bolały Stanowiliśmy fajną kompanię ale te bombardowania i odległość utrudniały mi kontakt z nimi a ponieważ nie ma już szkoły siedzę w domu i przeważnie w tym trzecim pokoju maluję sobie przeważnie dekoracje z oglądanych niedawno oper i baletów albo staram się kopiować piękne widokówki o różnej treści. Robię to wszystko ale każdy nerw we mnie drga jak struna ,boję się panicznie nalotów. Patrzę po ludziach i wydaje mi się że nikt nie odczuwa tak potwornego strachu jak ja. A bombardowania z każdym dniem są dłuższe i coraz bardziej gwałtowne podczas gdy my siedzimy w naszej piwnicy, modlimy się i sprawdzamy natężenie głośności silników przelatujących nad nami samolotów,czy już odlatują ale bywa tak że odgłosy cichną a za chwilę przylatują znowu i tak zdawało by się bez końca Widać że nacierająca ze wschodu Armia Czerwona robi sobie przedpole do walk w terenie. Front posuwa się teraz bardzo szybko i jest coraz bliżej nas. Zaczynam myśleć aby wyjechać do Sanoka . Namawiam Mamę aby jechała ze mną i Tadziem ale Mama jest niewzruszona i absolutnie nie chce się zgodzić. Liczę moje zaoszczędzone pieniądze. Mam 28 Marek. . To powinno starczyć na bilet . Cichaczem pakuję się . W pierwszym rzędzie mój blok rysunkowy razem z namalowanymi obrazkami ,w których jeden był w/g mnie najbardziej udany . Były to bzy białe i fioletowo różowe jak u nas w ogrodzie .Potem zaczęta powieść ,miała być kryminalna . Liczyłam ze skończę ją w Sanoku. W końcu moje ubrania i podręczne potrzebne drobiazgi. Zostawiam list do Mamy aby się nie martwiła i nad ranem skoro świt ,kiedy już skończyło się bombardowanie ,biorę dość dużą walizkę i wyruszam na dworzec kolejowy. Po drodze spotykam niemieckiego kolejarza i pytam go czy podróż do Sanoka "ist gefarlich " jest niebezpieczna a on odpowiada że jest spokojnie, mogę jechać bez strachu i pomaga mi nieść walizkę. Na dworcu dowiaduję się że potrzebna jest także platzkarta która na pasku czyli "czarnym rynku "kosztuje 80 marek. Jestem w kropce bo nie chcę w żadnym wypadku wrócić do domu .Rozmyślam co mam wartościowego co można by sprzedać. Mam nową bardzo ładną nocną koszulę ,którą dostałam w prezencie ,więc zastanawiam się jak i gdzie mam ją sprzedać . W tym momencie nadchodzi mąż Helenki który pracuje na kolei .Jest zaniepokojony co ja tu robię ale go przekonuję aby mi pożyczył te 80 marek na platzkartę . On mi je pożycza i ja szczęśliwa pędzę bo jest tak późno że nie wiem czy zdążę. Teraz podwyższyli cenę i znów jestem w rozterce. W końcu jeden z koników mi sprzedaje za 80 M .Mam ją ,ale jest bardzo późno i pewnie dlatego mi sprzedał taniej . Mimo to dźwigam ciężką walizkę ,która obija mi się o nogi i ile sił niemal nieprzytomna z wysiłku biegnę a tu widzę jak mój pociąg rusza nabierając rozpędu .Jeszcze myślę biec dalej i jakoś wskoczyć ale to nie jest możliwe jedzie już za szybko. Wszystko na nic. I nagle znajomy ryk silników ,ludzie w popłochu biegną a ja ledwo daję radę z tą walizką. Dopadam razem z tłumem przejścia podziemnego i po dotarciu do tunelu nie mogę wprost złapać tchu. Nad nami słychać powtarzające się rozrywające uszy detonacje ,które jeszcze echo potęguje ,ziemia pod nami i nad nami drży , jest duszno i brakuje mi powietrza. Patrzę z niepokojem na strop czy to wszystko wytrzyma . Ludzie wokół mnie jedni płaczą ,inni się żarliwie modlą ,Matka z małym chłopczykiem na rękach uspokaja go ale on płacze rozdzierającym szlochem. Nagle zrobiło się cicho a potem przeraźliwy gwizd i zaraz potem potężny huk zakołysał nami . Byłam pewna że bomba trafiła w nasz tunel i chciałam uciekać bo bałam się ,że zostanę zasypana ale okazało się ,że to zawaliło się sąsiednie przejście podziemne i to tam trafiła bomba . Kurz i dym przesłonił widoczność . Wtedy dopiero zaczęły wyć syreny Byli ranni i zabici . Po dłuższym czasie ludzie powoli i niepewnie zaczęli wychodzić a ja z nimi . Nogi jakby nie moje uginały się pode mną . To co teraz ? pomyślałam. Stanęłam zupełnie ogłupiała i nie mogłam tego zrzucić z siebie, tej jakiejś kompletnej niemocy i otępienia.