Odcinek osiemnasty
W Sanoku mieszkała rodzina mego Taty w kilku miejscach .To ,tutaj ma nazwę :Przedmieście. Ciocia Mańka a właściwie stryjenka była żoną stryjka Janka ,jednego z jego braci . Ich dom miał tylko podmurówkę z cementu ,a całą resztę z drewna z wielką oszkloną werandą . Tylko niektóre w sąsiedztwie były całe murowane. Przyjemnie się w nim mieszkało w otaczającym ogrodzie pełnym kwiatów starannie pielęgnowanych przez ciocie a również Wandzię. Stryjek mój był pogodnym kochającym rodzinę człowiekiem ,który jednak reagował bardzo nerwowo na wszystkie złe wieści jakie tu docierały . Nie trzeba było długo czekać kiedy to moja Mama wraz Tadziem obładowana pakunkami zjawia się pewnego dnia zupełnie wykończona ostatnim zaciekłym bombardowaniem. Dotychczas nie chciała zostawiać Babci samej lecz teraz Babcia sama prosiła ją aby wreszcie wyjechała bo nie mogła już znieść ciągłego płaczu Tadzia ustawicznie zrywanego ze snu z powodu alarmów. Chciała zostać sama bo uważała ,że ktoś musi domu pilnować bo inaczej ludzie wszystko rozkradną. Ostatniej nocy kiedy to zawalił się dach naszego domu i wszystkie dachówki pospadały, Mama już w strachu pospiesznie spakowała to co było pod ręką i nie zdążyła nawet napisać że przyjeżdża .Teraz jest w rozterce bo chciałaby zabrać to co cenniejsze. Jeden z sąsiadów Adam z kolegami odważyli się jechać aby zabrać ciężkie walizy i dwa kufry z naszym dobytkiem,wcześniej przezornie spakowane, oraz maszynę do szycia ,którą Mama uparła się aby też zabrali mimo że nigdy nie nauczyła się szyć. Na szczęście wrócili cali i zdrowi opowiadając o tym ,że we Lwowie jest istne piekło i są szczęśliwi że są z powrotem. Wszystkie te rzeczy zostały umieszczone u sąsiadów w piwnicy ich murowanego domu. Ucieszyłam się i zarazem uspokoiłam widząc Mamę i małego Tadzia całych i zdrowych . Gdybym wiedziała że przyjadą nie pisałabym tej kartki w tym stanie emocjonalnym w jakim byłam po stracie zęba który tak głupio złamałam. Teraz zrozumiałam że tą treścią zamiast ją uspokoić to ją zdenerwowałam Pamiętam co napisałam :."..stała mi się rzecz straszna ale szef za wszystko zapłaci " Wyczuwam teraz że Mama jest jakaś inna i witając się ze mną od razu zauważyła ten nowy ząb ale kiedy zostałyśmy same zamiast mnie pocieszyć, natarła na mnie i zaczęła mi wymyślać jak mogłam wysłać jej taką otwartą kartkę którą przeczytały ciekawskie nasze lokatorki pani Kreiszowa i pani Szypurkowa łase na takie pikantne nowiny . Na moje stwierdzenie,że nie ma tam niczego takiego wpadła w złość : "czy Ty naprawdę jesteś taka głupia ,one pomyślały że byłaś w ciąży ". Nooo nie ,ohyda ! I to powiedziała mi moja Matka ! Nie wybaczę jej tego nigdy. Czułam wielki żal i niesmak , że tak brutalnie mnie potraktowała ,kiedy to ja idealizowałam ten świat i chciałam w takim świecie żyć . Nie chciałam aby mi tę iluzję odbierano , przynajmniej nie teraz. Czułam się ochlapana błotem. To było powodem , że teraz oddaliłam się bardzo od mojej Mamy a bardziej zbliżyłam się do cioci i Wandzi. Wówczas to ciocia zapytała mnie czy mogłabym się postarać we Lwowie o lekarstwo dla jej synka Edzia na niedoczynność tarczycy.Wcześniej opowiedziałam jej o Leśce ,p. Modrzewskiej i o tym niemieckim oficerze ,który u niej mieszkał p. Grunewald .Napisałam natychmiast list i oto ten Niemiec kupił to lekarstwo w niemieckiej aptece ,bo w innej w ogóle tego nie było i za kilka dni dostałam to pocztą . Taki to był człowiek .Byli jak widać też i dobrzy ludzie . Edzio był znacznie młodszy od Wandzi i urodził się z zespołem downa prócz tego miał szereg innych wad wrodzonych. Ciocia i Wandzia bardzo go kochały i chciały bardzo go ratować. Tu w tym prowincjonalnym świecie gdzie wszyscy się ze sobą znali często zbierało się towarzystwo wieczorami na różne ploteczki. Były to osoby z sąsiedztwa i każdy o czymś opowiadał. Były to przyziemne tematy najbliższe sercu np kto z kim był ,kogo zdradził, albo wymieniano się przepisami na różne specjały itd itp. Często przynoszono ciasteczka świeżutkie przygotowane z "niczego" bo brakowało odpowiednich produktów. Śpiewaliśmy też beztrosko znane piosenki . Przypatrywałam się temu i bardzo mi się podobała ta otwartość i wzajemna życzliwość. W tym to czasie korespondowałam z tą nową znajomą dziewczyna ,którą poznałam w pociągu i otrzymałam list od niej pełen obaw i skarg. Opisywała mi straszne sceny mordowania Polaków przez Ukraińców w okolicach Ustrzyk ,gdzie mieszkała . Bała się bardzo że też zrobią to samo z nią i jej rodzina . Prosiłam po porozumieniu z ciocią aby przyjechała tutaj ale już więcej nie napisała i obawiam się że stało się z nią to czego się obawiała. Nie miałam możliwości aby dowiedzieć się o jej losie. Tymczasem tu było tak spokojnie . Pewnego dnia lata usiadłyśmy w słońcu z Wandzią i jej koleżanką na kocu .Grałyśmy początkowo w różne gry a potem zaczęłyśmy opowiadać sobie o różnych wróżbach. Przypomniałam sobie, że w okresie tego wywoływania duchów natknęłam się na książkę p.t. Poznaj samego siebie . Na okładce był wizerunek mężczyzny o przenikliwym wzroku Przeczytałam tam o wróżbach z różnych linii na dłoniach. Wtedy to sobie z wielka ciekawością studiowałam i teraz ofiarowałam się że im powróżę. Wśród żartów obejrzałam rękę tej koleżanki (nie pamiętam jak się nazywała) . I tak wymknęło mi się wtedy :" no wiesz Ty powinnaś już nie żyć bo masz taką krótką linię życia ." Ugryzłam się w język bo nie wierzyłam w podobne bzdury ale za późno. Minął pewien czas. Już o tym zapomniałam kiedy to podsłuchałam jak Wandzia opowiada cioci o koleżance ciężko chorej na zapalenie opon mózgowych ,jak cierpi i nie ma dla niej ratunku ,jak krzyczy :ja nie chcę umierać ..To była ta koleżanka. Było mi ciężko z tym . Nic nie pomogło i dziewczynka umarła . Zobaczyłam ją już w trumnie jakby spała ,śliczna i niewinna w białej sukni jak do ślubu . Kondukt pogrzebowy ciągnął się kilometrami wśród dojrzewających zbóż i wszystko we mnie płakało . Zdawało mi się że wszystko płacze razem ze mną nawet kwiaty ,motyle , to co żyło i znowu ja zostałam z wyrzutami sumienia .Wyobraźnia dobijała mnie . Na pewno moje słowa musiała pamiętać i to odebrało jej nadzieję. Tymczasem moja mama przyzwyczajona do innego życia zajęta była Tadziem ,w nim znajdując pociechę na swoje osamotnienie . Jeszcze ja odsunęłam się wyraźnie od niej ale nie byłam jeszcze gotowa aby myśleć w innych kategoriach. Biedna moja Mama, jej życie z kochającym Tusiem legło w gruzach i teraz tylko pozostawała jej praca i nic więcej. Przypatrywałam się życiu cioci ,która najwyraźniej cieszyła się życiem bo miała kochającego męża. Takie to rozważania kłębiły się w moim mózgu podczas gdy ważne wypadki miały nadejść w Sanoku . Zbierało się coraz więcej informacji o zbliżającym się froncie . Widziano grupę niemieckich żołnierzy na moście ,którzy krzątali się tak jakby coś chcieli przygotować. Poszłam więc aby się przekonać co też szykują . Niemcy nie kryli się, powiedzieli mi abym opuściła most ponieważ oni przygotowują się do odwrotu i będą most wysadzać. Oblał mnie zimny pot . Popędziłam do domu i opowiedziałam co się święci . Moja Mama i ciocia zaczęły na gwałt gromadzić żywność abyśmy mieli co jeść . Nie wiadomo było co nas teraz czeka.