Odcinek dziewiętnasty

Ze zgrozą i ściśniętym sercem wsłuchiwałam się pochodzącym gdzieś z oddali odgłosom grzmotów przewalających się przez góry ,zwielokrotnionych przez echo  Zdawałoby się że to zbliża się burza ale wiedzieliśmy wszyscy że to front który z każdą minutą napiera nieubłaganie .Działo się to bardzo szybko ,ledwo  można było zdążyć pomyśleć jak należy się przygotować.Tego niestety nikt nie wiedział. Coraz gwałtowniejsze huki i detonacje pochodzące z armat i serie wystrzałów z sowieckich katiusz zaczęliśmy odróżniać i zdaliśmy sobie sprawę że walki są już koło nas . Wkrótce zjawili się żołnierze niemieccy i kazali nam opuścić teren bo będzie ofensywa i ten obszar jest zagrożony. Pod presją przestraszeni pakowaliśmy pościel i najpotrzebniejsze rzeczy ,które mogłyby się przydać. Teraz gdzie iść ? Gdzie jest lepiej ,bezpieczniej? Kto to wie. W rozterce nasza grupa obrała kierunek do centrum miasta, drudzy powędrowali do lasu. A tu już kule gwiżdżą nad naszymi głowami zanim zbliżyliśmy do najbliższych domów . Wpadliśmy do napotkanej piwnicy murowanego domu . Ogień z artylerii trwał i trwał bardzo intensywny. Co chwila jak gruchnęło blisko truchleliśmy że to w nas . Modliliśmy się coraz głośniej i głośniej  .Mój stryjek Janek bał się wprost panicznie .Jak się trochę uspokoiło ruszyliśmy znowu w drogę . Ja i Mama dźwigałyśmy tłumoki z pościelą a Tadzio szedł dzielnie obok na małych nóżkach ,nie skończył jeszcze 4 lat . Pod wieczór zaczęło się znowu . Wiedziałam że jak pocisk gwiżdże to jest jeszcze czas ale jak się słyszy coś w rodzaju szelestu to może trafić i natychmiast trzeba się kryć. Przewędrowaliśmy już kawał drogi i zapadła noc . Znowu ulokowaliśmy się w przygodnej piwnicy dość dużej kamienicy . W nocy walki jeszcze bardziej przybrały na sile . Ustawiczny ogień artyleryjski i gwiżdżące serie raz za razem z katiusz rozrywały nam uszy. To było piekło i tak wędrowaliśmy z miejsca na miejsce ,nocując po drodze. Zatrzymaliśmy się znowu i chcieliśmy pozostać choć na troczę umęczeni wędrówką . Byliśmy głodni i wycieńczeni . Mama moja jak zwykle mądra zaczęła smażyć jajka dla Tadzia na prowizorycznej kuchence. Była to deseczka z trzema wbitymi gwoździami  na których stawiała rondelek,  a w środku  pudełko od pasty do  butów było palnikiem  gdzie wlewało się denaturat , który Mama przezornie dźwigała ze sobą. Można było na szybko coś przyrządzić ,czy choćby zagotować wodę.Trzeba było zrobić jakieś posłanie . Mężczyźni zdobyli słomę i padliśmy zupełnie u kresu sił. nad ranem piekło z przerwami trwało cały dzień i było ryzyko wystawić głowę ,Już dość długo tak siedzimy i modlimy się ,ogień z artylerii jest prawie bez przerwy.  Pociski  zaczęły padać coraz bliżej i bliżej aż tu straszliwy rozdzierający huk  zmieszany z naszymi krzykami i płaczem. Jak kurz opadł zobaczyliśmy niebo nad nami . Usłyszałam  rozpaczliwy krzyk cioci ,Wańdzi i głośne jęki stryjka Janka . Odpadł cały narożnik w piwnicy najbliżej miejsca gdzie siedzieli Zdałam sobie sprawę że ja krzyczę także i poczułam że nie mam zęba . Wpadł do słomy .Zaczęłam gorączkowo szukać ale nie znalazłam ani teraz ani później . Stryjek został ranny i noga poniżej kolana huśta mu się tylko na skórze ,nawet krwi nie widziałam. Młodzi mężczyźni odważnie pod trwającym nadal ostrzałem z dział złożyli w czwórkę ręce tak że utworzyli siodełko i tak ponieśli go do szpitala . Jak tylko ogień na krotko ustał zgarnęliśmy wszystko i biegiem wpadliśmy do sąsiedniej piwnicy ,która ocalała .Drżałam cała i nie mogłam się uspokoić. Ci młodzi chłopcy co zanieśli stryjka wrócili szczęśliwie nie tknięci . Stryjek podobno został zaraz zoperowany ale rzucał się nerwowo wciąż ogarnięty strachem . Po dłuższym czasie dowiedzieliśmy się ze nie wytrzymał ponownej ofensywy, wyszedł przed szpital i zginął trafiony odłamkami .Kiedy dotarliśmy do centrum ponownie znaleźliśmy jeszcze nie naruszony dom . siedzimy i modlimy się głośno . Ciocia i Wandzia zawodzą żałośnie . Pragniemy bardzo wypocząć i coś zjeść . Po raz kolejny  dzieląc sprawiedliwie to co mamy ,posilamy się ale mimo głodu uszczknęliśmy tylko trochę głównie dlatego aby zachęcić Tadzie ,który nie chce nic przełknąć.  Po chwili znowu nas przepędzają . Takich ewakuacji było około ośmiu a po kilku takich ofensywach zaczęły się już walki uliczne na śmierć i życie zza węgła ,z ruin  domów , z wystaw sklepowych . Podczas ostatniej nocy słychać było bez przerwy odgłosy strzałów z karabinów maszynowych jako długotrwały terkot po czym następowały pojedyncze  : pac ,pac,pacpac pac Odtwarzamy przebieg po wyjściu z piwnic . Niekiedy wydaje się nam ze już przemyka jakiś Rusek  koło nas a potem znowu Niemcy . Walczą i nie chcą się poddać .Uplasowali  się na szczytach  gór i stamtąd  strzelają . Po którejś nocy po nieustannej strzelaninie wychodzimy bo zrobiło się spokojnie . Zaraz przy wyjściu widzimy porozrzucane ,połamane meble ,okna wyrwane z futrynami , pierzyny porozdzierane z których pióra fruwają w powietrzu, wszędzie pełno szkła . Tu i ówdzie walające się cegły z pouszkadzanych domów , to znów różnego rodzaju garnki ,patenie i wreszcie ,chciałoby się zamknąć oczy.. trup Niemca ,głowa i hełm osobno, to znów uwięziony w wystawie ledwo się mieści  trup Niemca w powykręcanej pozycji .  Byli bardzo młodzi i mimo że nieprzyjaciele było mi ich bardzo żal . Takie straszliwe obrazy leżących trupów dookoła towarzyszą nam cały czas. Dotarliśmy do docelowej dzielnicy : Posada ,mając nadzieję że znajdziemy jakiś mocny budynek gdzie się schronimy. Trafiamy do  hali olbrzymiego gmachu fabryki żarówek "Osram " .Jesteśmy u kresu sił ale szczęśliwi że będziemy mogli wypocząć  bo może tu będzie   spokojniej .  Wtedy słyszymy że ludzie z naszej grupy mają informacje od tubylców że ta fabryka jest podminowana ,ze Niemcy podminowali ważniejsze obiekty i właśnie też tę fabrykę i potężną fabrykę wagonów. To nas wszystkich poderwało na równe nogi i już zbieramy się do ucieczki . Wówczas to taka młoda i śliczna pani Dziunia z dwojgiem  malutkich dzieci powiedziała" ..a ja nigdzie nie idę , nie mogą tego zrobić  i nas wysadzić ,idę spać ,dobranoc wszystkim  "  Tak to na wszystkich podziałało że wszyscy się położyli i zasnęli natychmiast . Spaliśmy kamiennym snem a rano poderwał nas  potworny huk ,wysadzono fabrykę wagonów a podmuch zawalił stojącą przy naszej fabryce przybudówkę . Kiedy wyjrzałam przez okno i rozejrzałam się po okolicy widziałam ze niemal na każdym domu stoją dziwne kominy ,z jednego zrobiły się dwa. Tak to potężnie musiało dmuchnąć że się rozjechały . 

Popularne posty z tego bloga

Częśc druga.Odcinek trzydziesty piąty

Część druga .Odcinek trzydziesty czwarty

Cześć druga . Odcinek trzydziesty